21 grudnia 2012

arogancja na koniec świata



Denerwuje mnie arogancja ludzi. Sama nie wierzę że świat za chwilę się skończy, ale drażni mnie przekonanie, że to nie stanie się nigdy, przekładanie ważnych rzeczy na kiedy indziej. Jeśli to byłby ostatni wieczór, co zostałoby zapamiętane? Wieczór przed telewizorem? Facebookowe gierki? Samotność w przygotowaniach przedświątecznych?


Spędziłam wczoraj cudowny wieczór przy najbliższym mi na świecie mężczyźnie. Było wino i świece, dokończyłam ubieranie choinki. Nie skończyło się tak jak miało się skończyć, bo dzieci mamy chore, ale czuwanie nad chorymi dziećmi to też naturalny element mojej codzienności. Otulona w miękkość szlafroka i ciepło kochających ramion byłam szczęśliwa. Dziś rano otworzyłam oczy z poczuciem, że mam nową perełkę do kolekcji dobrych, ciepłych chwil w życiu.

A gdyby za chwilę naprawdę miał być koniec świata? Czego byłoby żal najbardziej? Jakie obrazy zatrzymałabym pod powiekami? Co mam ważniejszego, niż takie wieczory?

17 grudnia 2012

do brzegu

Moje jestestwo od dwóch dni zawęża się do bólu zęba. Jestem niczym innym, tylko wściekłym i rozdrażnionym bólem zęba. Co gorsza, zęba już nie mam a cierpienie zostało...

Nie mam choinki, nie mam dekoracji. Nie mam nastroju. Miałam za to przez kilka dni mamę, która za punkt honoru wzięła sobie posprzątanie w domu. U mnie. Odsunęła szafki, poukładała w szufladach, zdjęła żyrandole. Dowiedziałam się przy okazji co w moim domu jest nie po jej myśli i nie według jej gustu, i że to wszystko do d... jest.
Nie kłóciłam się bo nic nie osiągam. Po prostu zapraszam tak rzadko, jak to możliwe, bo odchorowuję każdą taką "wizytę".

Do brzegu zwanego dorosłością albo samodzielnością dopłynęłam już dawno, ale nie wszyscy to zauważyli...

13 grudnia 2012

zimna rzeczywistość

Zderzenie czołowe z zimną rzeczywistością, marznę...

Śni mi się Teneryfa, ciepłe plaże i słońce na skórze. Przebudzenie rozczarowuje.

 I śnią mi się dzieci. We śnie je znajduję, czasem gubię, czasem leczę. Zawsze to maleńkie, pachnące niemowlaczki. Nie mam pojęcia, dlaczego.

Przedświąteczny szał mi się w tym roku nie udziela. Iskry szadzi na drzewach nie zachwycają. Ani kolędy, ani dekoracje, ani światełka nie są przekonujące. Brak nastroju... Nie planuję menu, choinki nie chce mi się kupować chociaż dzieci czekają. Nie wiem nawet gdzie ją ustawię.  Milsza część przygotowań jest już niemal zakończona, lista prezentów zamknięta, zostały zakupy. I ciasto na pierniki zaparzyłam miodem kolejny raz, bo poprzednie zostały skonsumowane natychmiast. Jutro piekę.
Wolałam tropikalne klimaty.

29 listopada 2012

złośliwości pogodowe

Wszystko dopięte na ostatni guzik. Dopakowuję resztę bagaży, znoszę ostatnie rzeczy do zabrania i słucham prognozy pogody. Od jutra zapowiadają śnieg... 
A my w sobotę zaczynam od dawna zaplanowane wakacje. Mam nadzieję, że nie zasypie ani autostrady, ani lotniska. 

I tylko serce mnie okropnie boli na myśl, że muszę zostawić młodszego na ten tydzień. Tego słodkiego chłopczyka o pięknych oczach, który przeczuwa coś bo od wczoraj chodzi za mną krok w krok, prosi o buziaki i się tuli.

Ps. Na razie śnieg nie pada, oby tak do jutra, choćby do południa, żebym dotarła na lotnisko. A potem może Was zasypać ;)

26 listopada 2012

naprawianie

Proszę, namawiam, tłumaczę... trzeba sprawy między bratem i siostrą jakoś załatwić. Trzeba pozwolić jej pokazać złość w cywilizowany sposób. Trzeba poukładać relacje między mną a młodą i trzeba zapewnić jej poczucie bezpieczeństwa. I mnie, bo akcja ze schodami mnie podłamała i boję się ich teraz zostawić samych.
W ramach poprawy relacji pojechałyśmy same na wycieczkę do Poznania. Podróż pociągiem przegadana, spacer po wejściówki przegadana, spektakl w Teatrze Animacji zachwycający i omówiony do sedna, do głębi. Podróż powrotna przegadana, nie miałam pojęcia że moja córka tyle ma mi do powiedzenia!

22 listopada 2012

nie wiem co zrobić

Straszny dzień.

Od kilku dni młoda jest w stosunku do brata paskudnie, bezinteresownie złośliwa. Zabiera mu zabawki, blokuje przejście, odpycha, prowokuje do krzyku. Tłumaczę, proszę, na próżno. Dzisiaj jednak przeszła samą siebie.
Usłyszałam na górze krzyk i płacz młodszego, taki straszny że poderwał mnie do biegu. W połowie schodów leżał synek, siny od krzyku, na górze stała ona i powtarzała, że to niechcący...
 Miałam przez chwilę chęć złapać własną córkę za kłaki i wykrzyczeć kilka "miłych" słów..Żeby się opanować odesłałam ją do pokoju. Uspokoiłam syna, przyłożyłam zimny okład na czółko, poszłam do niej. Zmusiłam się do spokoju i obiecałam nie karać, jeśli powie prawdę i usłyszałam, że zrobiła to celowo. Wiedziała że mały spadnie.

Do końca dnia wypatrywałam objawów wstrząśnienia mózgu, na szczęście nie znalazłam. Guzy będą co najmniej dwa.

Nie wiem co z nią zrobić.

20 listopada 2012

ciepło

Ciepłe koce i rozgrzane kaloryfery.
Gorąca herbata i cieplutkie przytulanki.
Zaczynam kochać listopad :)

 I tylko dziecięce zapchane nosy nie dają spać spokojnie i psują idyllę.

19 listopada 2012

Listopad

Jestem bardziej domowa niż zwykle. Spokojniejsza, bardziej rodzinna, na dzieci nastawiona. Listopad jest. Ten czas, kiedy czuć już że zima tuż za rogiem, kiedy wiadomo że święta niedługo. Zaparzamy mąkę miodem, pachnie w całym domu. Zagniatamy piernikowe ciasto, po leżakowaniu w lodówce razem wycinamy kształty i dekorujemy dom zapachem świeżo upieczonych ciastek. Wiem, wiem że nie doczekają świąt... Będzie okazja jeszcze raz napełnić dom zapachem cynamonu i miodu!

Odwiedziłam dziś ulubioną herbaciarnię, każde otwarcie szafki to uczta dla powonienia.  Earl grey z bławatkiem, czas relaksu, zaczarowany ogród, truskawka w karmelu- nazwy jak kęsy przysmaków, zapachy obezwładniające i kuszące. Uwielbiam!

Listopad to czas, który pachnie bardziej niż inne miesiące. I nie, nie chodzi o zapach mglistego poranka ani mokrej, zimnej ziemi. To czas, kiedy świąteczne zapachy nabierają u mnie mocy urzędowej. 


17 listopada 2012

dzień czarnego kota

Boję się powiedzieć głośno... 
Kiedy powiedziałam to wczoraj- skończyło się fatalnym wieczorem, przekaszlanym w całości. Więc dzisiaj cicho, cichutko się przyznam, że w dzień jest lepiej. Kaszlę mniej. Sterydy brane od kilku dni zaczynają dawać rezultaty. 
Zapuszczony dom zaczyna straszyć. Może już jutro się wezmę i zawezmę. Albo i nie. 

Właśnie się dowiedziałam, ze dziś święto czarnego kota. To ja pójdę pomiziać sierściuchy :)

13 listopada 2012

Krztusiec

Znalazłam rano w szafce słodką bułkę sprzed dwóch tygodni. Uch, cud prawdziwy że nie wyszła z tej szafki o własnych siłach... Odkładam wszystkie "grubsze" prace domowe na kiedy indziej. Sprzątam po wierzchu, ścieram kurz (kaszlę od kurzu, od wysiłku, od wilgoci i od zbyt suchego powietrza) i staram się przeczekać. Męczę się straszliwie. Nie śpię w nocy, bo kaszlę. Nie widzę żadnej poprawy po antybiotyku...


Wróciłam właśnie od lekarza. Zagadka wyjaśniona. Mam krztusiec, inaczej koklusz albo kaszel studniowy.


Siedzę sobie i czytam. I mało mi optymistycznie.

10 listopada 2012

kaszlę

Kaszlę. Gotuję obiad, wstawiam grzanki czosnkowe, młoda daje bratu kubek, on wylewa. Wycieram podłogę, kaszlę. Młoda idzie zmienić skarpetki, przebieram młodszego, kaszlę. Siedzę na podłodze, załzawione oczy, ból przepony, zatkany nos. Kaszlę. Pies sika w łazience, córka wdeptuje, syn się przewraca, grzanki się przypalają. Nie mogę wstać, kaszlę. Ona idzie zmienić skarpety kolejny raz, on zbiera się sam. Wyjmuję grzanki, wstawiam nowe, Kaszlę. Chwila przerwy, karmię dzieci, idziemy na górę. Dzieci tańczą przy muzyce, ja się oganiam. Odpoczywam. Kaszlę. Oszaleć można.

08 listopada 2012

Ciechocinek i wieczór ze sobą

Ciechocinek uzdrowisko  zaskoczyło mnie zupełnie- to targowisko próżności dla pań po 60-tce, wszędzie kupisz swetry, chustki i berety. Za każdym rogiem fryzjerzy i salony urody. Z głośników disco z pola, na straganach książki po 2,50, laleczki na baterie leżą i machają nogami i iskrzą się tęczowe kubki z imieniem oraz obowiązkową różyczką z drugiej strony. Pod tężniami królują tapirowane fryzury, przy Grzybku pogrywają "indianie", a wieczorami prawie wszędzie są dancingi. Klimat niepowtarzalny smile 


A jednak Ciechocinek ma niezaprzeczalny urok. Cudny teatr letni, ogrody kwiatowe, ogromne tężnie (w sumie ponad 1,5 kilometra długości!), przyjemności kąpieli perełkowych, ciepłych, chłodnych, takich i owakich. Potaplałam się w solankowych basenach i w zwykłych też, z bąbelkami i bez. Dzieci zachwycone i kąpielami, i grotami solnymi. Młoda przestała kaszleć. Ja niestety nie, ale cóż, nie można mieć wszystkiego! Co najmniej mam pretekst, żeby wieczorami serwować sobie grzańca. Dzieci położone, mąż też, mam wieczór taki jak lubię najbardziej- dla siebie. 


03 listopada 2012

w Ciechocinku, tam gdzie dom zdrojowy...

Jadę dziś do Ciechocinka,z dziećmi i z mężem. Wciągnęły go zakupy gruponowe i uszczęśliwił nas wyjazdem. Traf chciał, że i ja, i Milena potrzebujemy wyjazdu i groty solnej, ona smarkająco- kaszląca, a ja drugi dzień bez głosu. Zabieramy teściową do pilnowania dzieci i w droooogę! 
Ps. ciekawe czy MaxiKaz jeszcze tam łowi wink

25 października 2012

Wczoraj

Taką wodą być....
Kołacze mi się po głowie |"wczoraj nie liczy się", ale to nieprawda. Wczoraj liczy się bvardzo, wczoraj wciąż ciąży bagażem nad siły. Muszę się uwolnić, pożegnać.

22 października 2012

Porównania

 Rozmawianie z przyjaciółmi o błahostkach kiedy wiesz że coś jest na rzeczy  przypomina trochę badanie chorego narządu przez skórę. Nie widzę gdzie jest ani jak bardzo jest chory, dotykam delikatnie żeby sprawdzić czy bolesny? Można ruszyć czy raczej omijać? Niezabawne to.

Dzień spotkań za mną, z bliższymi i dalszymi. Stąd to nie najlepsze pewnie porównanie.

18 października 2012

Owczym pędem


Pisałam dzisiaj do znajomej i udało mi się chyba oddać ducha ostatnich dni w moim domu. 
R. jeździ za jakąś lekarkę chorą na raka, nie wyrabia z terminami, klnie jak szewc i wstaje codziennie o piątej. Jedno auto uszkodzone, drugie ma niesprawne światła. Ogarniam- trzy razy w tygodniu rehabilitacja młodszego, dwa razy logopeda młodej, do tego jej angielski i tańce. Miałam piękne plany chodzić na zumbę, ale czasu dla mnie w tym wszystkim nie ma w ogóle. Za dużo wzięłam na głowę... Znów, mam nadzieję chwilowo, nie wiem nawet kiedy mam się po przysłowiowej d... podrapać. 

Skutek jest taki, że warczę. Najczęściej na samą siebie, ale i na dzieci się zdarza. 

Do tego wczoraj syn mojego brata, 18miesięczne dziecko, złamało rękę. Cały dzień dzisiaj chodziła mi po głowie myśl, czy czasem teraz nie uszkodzą się moje maluchy. I masz- młoda chciała się bawić, pociągnęła mnie za rękaw i straciłyśmy równowagę obie. Upadła i uderzyła tyłem głowy w ławę, przy okazji przewracając brata. Ja na nią. Siniaki i strach, na tym się skończyło. Głupia, myślałam że już koniec atrakcji i spokojnie wyjmowałam naczynia ze zmywarki, kiedy mój syn wszedł na kuchenne krzesło i spadł z niego na głowę. Wyglądało to strasznie. Podnosząc go z podłogi miałam wizję pękniętej czaszki, wstrząśnienia mózgu i jeszcze kilku innych przypadłości... Obserwuję oboje, na razie funkcjonują dobrze. Czasem tak niewiele brak do tragedii...

11 października 2012

Gorycz ogromna

Artykuł z wczoraj... a dzisiaj już po sprawie. Kto wie czemu wklejam, ten wie.

Gorycz we mnie ogromna, największa dlatego że cała sprawa to przysłowiowe bicie piany i udawanie, że politycy naprawdę coś robią. Nie robią! I naprawdę nie chodzi o zmianę ustawy, bo zaostrzenie moim zdanie nie przejdzie, ale o stworzenie pozorów. O wywołanie emocji, niechęci i oburzenia, o słupki w sondażach.
 A ja się boję. Boję się o kobiety które może będą zmuszone do czekania na śmierć własnych dzieci. Martwię się o związki wystawione na trwające miesiącami straszliwe obciążenie emocjonalne. O dzieci w takich rodzinach. I o siebie.

07 października 2012

bawoły pod pachami

Z łóżka przysłuchuję się rozmowie ojca z córką. Oglądają biegającego po pokoju szczeniaczka, bawią się z maluchem, młoda chwyciła go na ręce i za wszelką cenę zwraca na siebie uwagę ojca.
-tato, proszę pana doktora, muszę mojego psa na badania zabrać!
-a co mu  jest, temu psu?
-nie wiem, ma gorączkę i coś ma pod pachami.
- a wie pani co to jest?
- tak, on ma bawoły pod pachami.

Ryknęłam śmiechem :)

No i dowiedziałam się rano, jakie zabiegi kosmetyczne moje dziecko uskutecznia. Przyznała się z rozbrajającym uśmiechem, że wie gdzie jest mój puszek do pudru. Sama go schowała po tym, jak popudrowała sobie nos i policzki, jak codziennie rano.

Pozamiatane

Dwa tygodnie życia w zawrotnym tempie właśnie dobiegło końca. Dochodzę ostatnio do wniosku, że za dużo wzięłam na własną głowę i sama zafundowałam sobie konieczność gnania na złamanie karku, ale wracam już w koleiny codzienności. Czasem tak bardzo nie znoszę tej rutyny, do której teraz tęsknię z całych sił!  Tata wyjeżdża, R.ma kogoś kto pracuje za mnie, kończy się sezon przetworów, starsza wraca do przedszkola. Wróci mój rytm dnia, wróci spokój.  Blog przestanie być opuszczony i samotny :)

 Odbiła się na mnie ta pogoń, weekend spędzam w łóżku zamiast na zaplanowanych atrakcjach. Czuję się pozamiatana... a przede mną jeszcze 15 październik, Dzień Dziecka Utraconego. Święto, którego nie chciałam a które i tak jest moim udziałem.

02 października 2012

25 września 2012

Jesiennie

Jesień, uwielbiam ten czas.  Las prześwietlony ciepłym światłem, pełen wrzosów. Jezioro ze złota,  i czerwień jabłek na drzewie. Ukochana kolorystyka moja, ukochana pora roku.
Jakoś tak zrobiło mi się ciut bardziej lirycznie w sercu...

20 września 2012

Strażniczka domowego ogniska

Sama w domu. Dzieci śpią, a ja rozpaliłam po raz pierwszy ogień w naszym nowym piecu. W tle Szcześniak i rozmowa z przyjacielem, domowa szarlotka dopełnia całości. Zrobiło się nastrojowo, odpoczywam i pilnuję ognia.

Widziałam dzisiaj panią z dłonią na ustach i z rozszerzonymi oczami, patrzącą z niedowierzaniem na nekrolog.
 "To mój przyjaciel..."
Myślę o niej cały dzień, o tym że miałam ochotę ją przytulić. Jak to jest dowiadywać się o śmierci przyjaciela? Mam za sobą dwa takie doświadczenia, nie dotyczyły najbliższych a i tak zostały po nich ciernie w sercu. Strona kumpla z liceum nadal wisi w ulubionych, a numeru telefonu znajomej blogerki nie umiem wykasować z telefonicznych kontaktów. Próbowałam i wycofywałam się...
To trochę tak, jakby usunąć ich z rzeczywistości definitywnie i ostatecznie. 

11 września 2012

Rocznica z sarną w tle.

Osiem lat temu się wzięłam i wydałam. Impreza była potem niezapomniana, nie tylko dla nas :)
Jesteśmy fajną parą, zgraną i zgodną. Lata razem tego nie zmieniły. Kocham mego chłopa, nawet jeśli czasem mnie wyprowadza z równowagi jak nikt, taki urok związków :)

Spałam dziś bardzo niewiele, poniedziałek kończyłam grubo po pierwszej a wtorek Leoś rozpoczął o szóstej. Wczoraj  też nie spałam, przed świtem odwoziłam tatę na pociąg. Nastrój mam nieprzysiadalny, trudno się cieszyć... 
Włączyłam sobie film i dołuję się- jaka byłam młoda i szczupła. Mój mąż wygląda z biegiem czasu coraz lepiej a ja po czwartej przeleżanej ciąży i po drugiej cesarce kondycję mam do dupy, a dupę coraz większą. Mówię bez kokieterii.

Jeszcze anegdotka z wczoraj. 
Jadę ja tym bladym świtem, a właściwie jeszcze przed świtem przez las, wracam do domu i rozmyślam, że o tej porze to zwierzyna pewnie się już obudziła, że uważać trzeba. Patrzę, a tu sarna... Stoi i wytrzeszcza gały, zdziwiona niezmiernie że nie tylko ona musiała wstać o nieprzyzwoicie wczesnej godzinie. I stoi, gapi się.  Poczekałam chwilę, zatrąbiłam, bez efektu. W końcu otworzyłam okno i przemówiłam grzecznie- sarenka, spier...aj! A ona hyc, hyc i do lasu. No, jaka kumata!

08 września 2012

wrzosowo

Trzy dni latałam po domu jak perszing. Entuzjazmu starczało mi na gruntowne porządki, zmiany wystroju domu to tu, to tam, na spacery z dziećmi, zbieranie jabłek, dwudaniowy obiad z deserem i jeszcze na coś, ale już nie pamiętam na co, bo mi przeszło.

Przeszło gruntownie, rozlazło się i jakoś się nie chce zleźć do kupy... Wrzosy kwitną w wysprzątanej kuchni, a ja kontemplując jesienny wystrój robię kolejną kawę. A potem kolejną. I nadal nic mi się nie chce, a dziś wyjście przede mną i trzeba się do ludzkiego wyglądu doprowadzić, co jak wiadomo wymaga i czasu, i sił, i środków. Na razie jednak posiedzę i nacieszę oczy.

02 września 2012

Cyrk i cyrk na kółkach

Zabrałam córkę do cyrku.

Pohukiwać trzeba było, żeby się ogarnęła, wybierała się rozemocjonowana, podekscytowana i brykająca. W końcu wyszłyśmy. Na miejscu tłum ludzi, sporo znajomych, wata cukrowa i popkorn. Młoda kupiła cyrkowy klasyk- pieska skręconego z długiego balonika. Doprowadziłam wreszcie dziecko i usadziłam na krześle.
Światła przygasły,zagrała muzyka i... cały namiot ryknął śmiechem, kiedy na arenę zamiast konferansjera wbiegł pies. MÓJ pies. Ludzie pokładali się ze śmiechu. Ja zerwałam się z miejsca i próbowałam dowołać szczęśliwego czworonoga, który zatoczył paradne kółko i wybiegł. Wypadłam, zrobiłam kółko wokół namiotu, ale moja Nelcia zmierzała już w stronę domu. Parcie na szkło ma, nie ma co...

31 sierpnia 2012

Nalewka aronia-wiśnia

Dobrze mi. Pourodzinowo spędziłam wieczór z przyjaciółmi, a teraz z kieliszkiem nalewki w dłoni podjadam szarlotkę.
Kończę sezon przetworów. Miałam nie robić zapasów, ale jak nie robić kiedy dostaje się siaty owoców i wiaderka, i koszyki? Ludzie mnie lubią :) Zawekowane mam musy i dżemy z jabłek, i powidła, i ze śliwek pyszności, z truskawek i z wiśni. Popakowane do słoików słoneczne smaki lata już w piwnicy, a dziś kończyłam nalewkę z aronii i wiśni.
Wyszło jej dużo- pięć litrów, ale to dobrze bo kończę trzeci kieliszek i popadam w błogostan. Nalewka rulez!

30 sierpnia 2012

sąsiedzi i urodziny

Grunt to mieć dobre kontakty z sąsiadami. Te pyszności na górze, świeżutkie domowe pączki to prezent od osiemdziesięcioletniej pani z naprzeciwka. Dowiedziała się, że urodziny mam.

21 sierpnia 2012

Burza taka

Wywróciło donice, porozrzucało meble w ogrodzie. Piasku nasypało wszędzie, wygląda jakby burza piaskowa tędy przeszła. Połamało gałęzie jabłoni, na szczęście niezbyt wiele. Zabawki dzieci znajdują w najmniej oczekiwanych miejscach, powbijane w żywopłot- wydmuchało je z domku. Po miejscu na ognisko zostało pięć kamieni i ciemna dziura w trawie.
    Wyglądało jak na filmach katastroficznych. Najpierw w oddali ciemniało, zbierał się siny pas chmur i piętrzył coraz groźniej. Wiatr nagle podniósł piach i śmieci, dziewczyny uciekające znad jeziora nie dały rady pchać wózków. Zrobiło się ciemno i lunęło... chwilę potem zgasło światło.
    Kąpałam młodszego przy świecach, starsze miały nastrojową kolację i wczesne spanie. Ja miałam magiczny wieczór z mężem, spędzony na rozmowach.

Nadal mam za to zaległą stertę prasowania, która patrzy na mnie z fotela.

17 sierpnia 2012

za dużo dzieci

Bardzo trudny do przeżycia dzień fochów, nerwów i obrażania. Mam w domu czworo dzieci.  Dwa moje i trzecie brata, są razem już dwa tygodnie, znudzone sobą nawzajem do obrzydzenia. Ostatnie tylko przychodnie, na kilka godzin. Średnio co trzy minuty jestem wzywana do łagodzenia konfliktów. Tłumaczę, wyjaśniam, rozdzielam.

Jedno chce, drugie nie chce, trzecie się boi, czwarte się obraża... na przykład o to, że nie chce być niższe od pierwszego. Zaraz mnie jasny szlag trafi i towarzystwo doprowadzę do porządku. Głośno.

14 sierpnia 2012

byłam na wsi

Kotka w trakcie leczenia, funkcjonuje już zupełnie dobrze, a rany się goją. Łapki biedne poszyte i połatane, zasklepione na szczęście bez dodatkowych infekcji. Wyjechałam na tydzień, ale ze strachu że facet nie dopieści mojej kici kazałam mu codziennie przysyłać jej zdjęcia- opatrzonej, najedzonej i trzymanej w domu. Wysyłał grzecznie.

Przez cały wyjazd nie udało mi się wyspać... Młodszy nabrał przeuroczego zwyczaju wstawania przed szóstą, dlatego żeby nie budzić wszystkich śpiących w domku codziennie wybierałam się z samego rana na dłuuuugie przechadzki. Przypomniałam sobie zapach rozgrzanej od słońca łąki, pokazałam dziecku konie, krowy, bociany i kury, i wiewiórki. Znaleźliśmy dzikie jabłonie o owocach pysznych i soczystych, jeżyny, pukaliśmy w wielkie, słoneczne dynie. Nazbieraliśmy wrażeń w bezpośrednim kontakcie z naturą. Młodszy był zachwycony i wkładany do wózka piszczał z zachwytu. A najważniejszym niusem jest że trenuje samodzielne chodzenie, i to z radością i zapałem :)

Dziś za to obrabiam się domowo, bo chłop mój sam w domu wprawdzie nie nabałaganił, ale też nie posprzątał. Niczego.

01 sierpnia 2012

kotka z wypadku

Ostry krzyk oderwał mnie od zajęć- chodź, jesteś potrzebna. Pobiegłam. Na stole operacyjnym moja kotka dziko się broni. Krew, rany. R. trzyma, krzyczy o pomoc. Łapię, uspokajam, serce łomocze, R. podaje zastrzyki. Co się stało?
Prawdopodobnie zetknęła się z bardzo bliska z jakimś autem. Leżała na schodach, tam ją znalazł. Będzie uśpiona to obejrzymy dokładnie. Ona usnęła, ja uciekłam.

30 lipca 2012

gratis

Do pierwszego dnia bez młodej dostałam gratis od życia- jelitówkę w natężeniu maksymalnym.

 Miałam nadrabiać zaległości takie i owakie,domowe i kulturalne,  poczytać, pooglądać, cieszyć się dniami względnej wolności bez córki  (a zwłaszcza wieczorami! ) Zamiast tego zdycham, cicho posapując.

28 lipca 2012

pogodynki

Kiedy oglądam pogodynki uśmiechnięte jak wariatki na widok prognozy kolejnego tak bardzo upalnego dnia, mam ochotę którąś wtłoczyć na pół godziny do stojącego w korku auta. W pełnym słońcu. Lubię ciepło, ale taka temperatura mnie przytłacza. Młoda całymi dniami tapla się w basenie i w jeziorze albo pokłada się na sofie przed bajkami. Młodszy na brzegu jeziora siedzi i się bawi w wodzie, ale na basen reaguje włączeniem alarmu głosowego. Na pełną skalę, a skalę ma imponującą. Cały dzień nie wyłączam wiatraka, dzieci śpią źle, my zresztą też.
Kolejny tydzień wakacji bez młodej przede mną. Wyprawiam ją do dziadka i babci, 500 kilometrów od domu. I trochę się cieszę, a trochę denerwuję. Właściwie nie wiem co bardziej.

23 lipca 2012

Jarocin z 50 mertrów

Dobrze było pojechać do Jarocina. Wróciłam opalona, osłuchana i opita.

 Dobrze raz na jaki czas przestać być akuratna. Kolorowym być i niepoprawnym. Dobrze móc wyglądać niechlujnie, dobrze wypić za dużo. Dobrze wleźć na dach auta i wyglądać zjawiskowo. Spać dopiero nad ranem, w samochodzie, w pozycji potwornie niewygodnej i jeść grilla o siódmej rano, zapijać piwem. Zalegać w środku dnia na trawie w pełnym słońcu. Nie mieć nic ważnego do zrobienia. Dobrze się aż tak zmęczyć, aż tak śpiewać, aż tak szaleć i aż tak się śmiać. 

Przede wszystkim dobrze posłuchać dobrej muzyki na żywo, w tym towarzystwie i w tej atmosferze. Dobrze było tam być, dobrze jak diabli.

Ps. i dobrze było zaskoczyć siebie i innych, podjąć szybką decyzję i skoczyć na bungee, polecieć na łeb na szyję z 50 metrów. Serio, serio :)

19 lipca 2012

Jarocin

Jadę jutro delektować się muzyką i wolnością.
Jestem pełna emocji i pełna oczekiwań. Tęsknię za tą atmosferą.
I tylko nie wiem w co się ubrać, bo codzienne legginsy się nie sprawdzą.

15 lipca 2012

Ten dzień jest porażką

Ten dzień, dzisiaj, jest straszny... i cieszę się, tak bardzo się cieszę że się kończy! Dzisiaj czuję się jak chodząca porażka pedagogiczna. Nie potrafiłam radzić sobie z własnymi, małymi jeszcze przecież dziećmi. Dziś jest dzień kiedy wydzierałam się na nie, bo nic innego nie skutkowało. Darcie się zresztą też nie dało rezultatu...
     Młoda wyprowadziła mnie z równowagi głupimi komentarzami i robieniem mi na złość. Pozwala sobie na ignorowanie poleceń i na ironiczne komentarze, udaje że nie rozumie istoty polecenia. Boję się co będzie kiedy wejdzie w okres dorastania.
    Nie umiałam położyć spać młodszego, wstawał w łóżeczku milion razy. Kiedy wychodziłam wybuchał histerycznym płaczem. W końcu, ze złości, popłakałam się i ja. I nie wiem co dalej- uczyć go zasypiania samemu, jak kiedyś? Jak go uczyć, kiedy wstaje jak tylko wychodzę z pokoju i płacze aż się zanosi? Wchodzić i uspokajać, a potem wychodzić znowu? To nie skutkuje.  Przetrzymać go, niech płacze aż uśnie? Straszny sposób. Naprawdę nie wiem co robić. 

12 lipca 2012

owocowy powrót

Maseczka ogórkowa, zupa ze świeżych pomidorów, pierogi z jagodami (nie ma już, wyszły niemal natychmiast po zrobieniu!), dżemu dwa gary i wiśnie w syropie.
 Ręce urobione w przetworach. 


Warzywno- owocowy, letni powrót do rzeczywistości.
 A tu pada, nie pada, leje, pada, świeci słońce, leje, nie wiadomo czego się spodziewać za pięć minut.  
I roboty w cholerę... 


Ps. na deser walka z wrzeszczącym młodszym, który chciał- żądał-rozkazywał żeby ktoś został z nim w pokoju kiedy miał zasypiać. 
Sąsiedzi sądzą, że usypiałam go łamiąc po kolei paluszki. 

08 lipca 2012

Jonnys

Nadaję stąd, gdzie wczoraj przywitała nas tęcza na wyciągnięcie ręki i pyszna kolacja. Spałam jak nigdy!
Od rana dałam się namówić na gimnastykę Qi-gong. Cudowne jest ćwiczenie z bosymi stopami w mokrej od rosy trawie, z twarzą do słońca, z widokiem na góry. Jestem zrelaksowana i chyba złapałam bakcyla :)

Szczęście jest na wyciągnięcie ręki kiedy tak siedzę na tym tarasie, dopijam kawę z muzyką na uszach i widokiem na górski potok. Leon śpi, Milena biega po ogrodzie, tata biega za nią. Żyć, nie umierać!

I tak do środy :)

07 lipca 2012

z gór

Nadaję z gór, z miejsca gdzie telefon zgubił zasięg na amen, ale internet działa bez zarzutu.
 Pięknie tu, obłędnie pięknie!
Na ogromnym tarasie sączę doskonałe piwo i obserwuję chmury pojawiające się zza szczytu. Nogi na poduszkach, niebo w gębie, głowa w obłokach :)

06 lipca 2012

wybywanie

Jutro wyjeżdżamy. Całe szczęście, nie przespałam ostatnio w nocy więcej niż 4 godziny i padam na pysk. Do tego ukrop lejący się z nieba... jestem wykończona.

04 lipca 2012

Wakacji troszeczkę

Dwa dni laby ( młoda wybyła z domu na wakacje do babci ) narobiło mi apetytu na więcej. Nie wiedziałam co zrobić z tym nadmiarem dobroci ;) No bo w dwa dni to nawet przyzwyczaić się do takiej sytuacji nie zdążyłam. A potem odebrałam telefon że młoda pokasłuje i że mam ją zabrać, żeby nie rozchorowała się przed wyjazdem. W każdym razie już jest powrócona w domowe pielesze i bardzo z tego powodu rozczarowana. Ja po cichu też. Obie liczyłyśmy na więcej. 


Pojutrze wyjazd rodzinny w okolice kotliny kłodzkiej. Przede mną coś czego nie znoszę- pakowanie czterech osób. Pakowanie na czas i pod presją. 

Ps. Niepokojąca cisza w domu zapadła kiedy pisałam pierwszą część posta. Młodszy w tym czasie zdążył odkryć zawieszkę zapachową w sedesie...No taka zabawka, a rodzice schowali!

29 czerwca 2012

Trudna lekcja

Bardzo gorzką lekcję zaserwowałam własnej córce przy okazji wywiezienia sarenki. Gorzką, ale ważną.

Wieczorem polały się łzy tęsknoty. Smutek był i żal, i rozgoryczenie że zwierzątko nie może z nami zostać, a młoda je kocha. A przecież ona się przecież nauczy opiekować, tak jak nauczyła się karmić butelką, i nawet będzie wstawać w nocy jeśli trzeba, wszystko zrobi, tylko żeby saren został.

Tłumaczyłam pięciolatce to, czego sama jeszcze się uczę- że jeśli kogoś się kocha naprawdę, to chce się dla niego jak najlepiej. Czasem wbrew temu, czego chce się dla siebie.

27 czerwca 2012

ja i saren

Jedziemy, ja i saren. Do nadleśnictwa Grodziec. Życzenia szerokiej drogi i szczęścia dla małego na nową drogę życia wskazane i potrzebne :)

25 czerwca 2012

Koziołek fotki

     Sarnę mam w garażu. Właściwie to oseska koziołka. Maluch może tygodniowy, znaleziony wczoraj w studzience kanalizacyjnej, wyjęty przez strażaków w asyście połowy wsi. Bez szans, żeby matka do niego wróciła po takim zbiegowisku.
     Mąż przywiózł go do nas, karmimy butelką. Ssie pięknie, łazi po trawie, koty łażą za nim zdziwione do granic.
     Smutne jest, że nie ma komu go przekazać. Pewna pani w tej sprawie wisiała cały dzień na telefonie i nic nie osiągnęła. Maluch należy do skarbu państwa, jak wszystkie dzikie zwierzęta, ale nie ma go komu oddać bo państwo ma go w d. Lepiej dla urzędników byłoby, gdyby zdechł...


Z ostatniej chwili- znalazłam :) znalazłam miejsce które zajmuje się takimi maluchami. Gdyby kiedyś przyszło Wam szukać, szukajcie TU


24 czerwca 2012

Dzień taty

Młoda była chora- czy istnieje taka choroba jak jednodniówka? Doba gorączki i bólu gardła, a rano dziecko kwitnące i pełne energii...
No, ale wczoraj czuła się kiepsko, więc zakupy nie wchodziły w grę. Trzeba było wymyślić szybciutko coś, co da się wykonać w domu i wykazałam się inwencją :) Tata z okazji swojego święta dostał od córki niemal własnoręcznie zrobioną szarlotkę z wielkim sercem na wierzchu. Młoda wrzucała składniki, dodawała, mieszała, kroiła jabłka. A przejęta była bardziej niż kiedykolwiek, co chwilę pyta czy tacie smakuje :)

22 czerwca 2012

smutno

Udupiona w domu pogodą nastrój mam nieprzysiadalny. Źle mi.

Śnią mi się rzeczy straszne i rozkładające emocjonalnie na łopatki. Zasmucają wiadomości i ich brak. Dzieci umierają nadal. I nadal świat się nie wali.

Nawet wódka na ten stan nie pomaga.

20 czerwca 2012

Uprzejmość w deszczu

    Wyjątkowo dziś do przedszkola trzeba było się dostać na piechotę. Akurat dziś...

    Otworzyłam oczy o godzinie wcześniejszej niż przyzwoita dzięki młodszemu, za oknem ciemność i ponurość... Kawałek drogi do pokonania, atmosfera nerwowa bo młoda powolna i zaspana, wreszcie sukces- wychodzimy z domu. W kurtkach przeciwdeszczowych, ona w kaloszach, idziemy za rękę uprawiając pogaduszki, deszcz nam kropi. Nastroje dopisują. Podśpiewujemy troszkę. 
    W połowie drogi nagle ulice robią się ciemniejsze, dziecko kuli się przy coraz częstszych uderzeniach piorunów, zrywa się wiatr i... lunęło. Dwie minuty wystarczyły, żebyśmy dotarły na miejsce przemoczone do majtek. Rozluźniłam się po drodze, bo w butach miałam tyle wody, że właściwie było już wszystko jedno czy idę po kałużach czy nie. Ona na miejscu przebrała się w suche ubranko, zaśmiewając się ze strumyków płynących z rękawów kurtek. Ja musiałam wracać. 

    Humor zepsuł mi na koniec spaceru kierowca tira, który nie zechciał zauważyć mojej czerwonej kurtki i pod samym domem opłukał mnie deszczówką od stóp do głów. Menda. 

14 czerwca 2012

Szacun

Piękniej niż kiedykolwiek- irlandzcy kibice po meczu i ta pieśń, podziękowanie dla starań mimo wyniku 4-0. Jestem pod ogromnym wrażeniem.

13 czerwca 2012

Deszcz

Uch, głowa stara się mi dzisiaj eksplodować, tak boli.

Zrobiłam dziś przyjemność córce i sobie, zrobiłyśmy coś co uwielbiam- poszłyśmy obie poskakać po kałużach w ciepłym, letnim deszczu. Robiłyśmy nowe koryta dla rwącej rzeczki płynącej poboczem, taplałyśmy się w wodzie, machałyśmy do samochodów. Szum deszczu, mokre nogi i włosy, kwiaty rzucone w nurt i ta mała, ciepła rączka w mojej dłoni.
Zmokłam, zmarzłam, czułam się szczęśliwa!

12 czerwca 2012

Poland- Russia

Aaaaaa, Rosja nie rozniosła nas na butach!!!
A przecież większość z nas, oglądaczy, się tego bała- i to bardzo! Ja bałam się strasznie. A teraz?Cieszę się ogromnie.
 I jak tu iść spać teraz...

mecze w tle

Odpoczywam po weselu szwagra, przyjmuję dorosłych gości urodzinowych córki, nocuję jednych, ekspediuję innych do domu. Sprzątam po zrobionej kostce brukowej przy domu, dosiewam trawę, odchwaszczam ogród. Męczące to odpoczywanie.... Na szczęście codziennie wieczorem oglądam mecz, jak na prawdziwego kibica przystało z piwem w dłoni. I bardzo, bardzo się boję że przyjemność dopingowania polaków skończy się już dziś za sprawą uskrzydlonej reprezentacji Rosji, która nas zabiega na śmierć. I zastrzeli.

08 czerwca 2012

Gooooool!

Dawno się tak nie darłam ;)

ile jeszcze!

Telewizor włączony i głośny, nadaje ton całemu dniu. Zaglądam co chwila. Wciągam córkę w tę atmosferę, chcę ją nauczyć pozytywnych emocji związanych z kibicowaniem. I nawet mój niesportowy chłop też dziś zasiądzie z nami. Flagi wiszą i łopoczą radośnie, te na balkonie i te na autach. Piwo się chłodzi, naczosy przygotowane. Kiedy ten miecz, no ile jeszcze tego czekania!

Ps. znawcą futbolu nie jestem, ale atmosfera fiesty mnie ogarnia :)

05 czerwca 2012

Córka

Dzień urodzin mojej córeczki. Mojej ślicznej, denerwującej, słodkiej, mądrej i przemądrzałej dziewczynki. Perełka z diabelskimi iskierkami w oku. Róż i brokat w opozycji do mojej opinii. Córka.

Miłość do niej jest najlepszym plastrem na moje poranione serce.

04 czerwca 2012

ludzie?

Zaskoczona jestem zdjęciami na stronie gazeta kultura.... Zaskoczona skalą dążenia do ideału, który nie istnieje. Przerażona efektem tych dążeń. Ludzie poprawiani tak bardzo, że przestają przypominać ludzi...

Tęsknię za sobą młodszą, szczuplejszą, ładniejszą, ale nie mam pojęcia za czym oni tęsknią.

03 czerwca 2012

Kinderbal

Kinderbal z okazji urodzin uważam za oficjalnie zamknięty.
Młodszy próbował kilka godzin nadążyć za bardzo mobilną, dziecięcą częścią imprezy, padł w locie do poduszki i śpi.
Młoda zachwycona zabawą, gośćmi, słodyczami bez limitu na stole, prezentami. Rozbiegana, rozbawiona, roześmiana. I rozczarowana, że tak krótko trwała impreza :) Ten widok warty jest każdych starań. Ja jestem ukontentowana. Goście, mam nadzieję, też.

01 czerwca 2012

Niemoc męska i tęcza

Połączenie nieba z ziemią, najpiękniejsze z możliwych- tęcza... Prowadziła mnie całą drogę do domu i nastroiła na wieczór. Pooglądałam sobie spektakl żywiołów, po prawej ręce zachód słońca złoto- błękitny, lekki i prześwietlony, po lewej na tle sinych brzuchatych burzowych chmur lśniące łuki. Kolor ożywiony. Cudownie!

A moc była potrzebna, bo najpierw ganiałam chłopa po sklepach żeby kupił garnitur, na szczęście trafiliśmy taki który spełniał oczekiwania obojga. No, może z wyjątkiem ceny... A potem tego samego chłopa zaganiałam do łóżka i wmuszałam leki. Gadał od rzeczy, trząsł się, biegał do łazienki, zmęczył się wchodząc po schodach. Przestraszył mnie nie na żarty, gorączka sięgnęła 39,5'. Na szczęście po lekach spada.

Dzień dziecka się nam udał. Młoda zachwycona maską do nurkowania (wypróbowywała w wannie ), dostała też kilka drobiazgów z hello kitty i w pokoju zrobiło się cukierkowo. Młodszy zajęty lego i zabawką.

On śpi, dzieci śpią, ja czuwam nad całokształtem.

31 maja 2012

Mamizm absolutny

Wymięta całym trudnym dniem... Zajęta dziećmi i domem tak skutecznie jak nigdy. Zniechęcona. Kuro-domowa, trywialna, przyziemna i zniesmaczona przedłużaniem się tego stanu.
   
    Syn mój wykazuje mamizm absolutny, co skutecznie utrudnia mi normalne funkcjonowanie. Histeryczny płacz kiedy znikam z oczu, łzy wielkie z tych cudnych oczek i strach, taki ogromny! Rehabilitacja w ostatnim tygodniu znaczyła wyłącznie płacz, aż do spazmów.
     Poświęcam mu maksymalnie dużo uwagi, przytulam i dopieszczam, ale nie jest to łatwe kiedy wprowadzam kuchnię po malowaniu z powrotem na jej miejsce. Brakuje mi już sił i pomysłów co z maluchem robić. Dziś kupowaliśmy razem z młodszym kostkę brukową i wybieraliśmy farby. Rozkoszniak gadał, śpiewał, zaczepiał wszystkie ekspedientki, a padł utrudzony dopiero w drodze powrotnej.
    Za trzy dni urodziny młodej. Wielkie jej nadzieje i oczekiwania budzą obawy, bo nie wiem czy uda się je zaspokoić. Ukochana przedszkolna koleżanka nie przyjdzie na pewno, nie wiem jak reszta. Jednak jedno marzenie dziecka udało nam się spełnić, w ogrodzie stoi trampolina, a dziecko moje szaleje z zachwytu  :)

27 maja 2012

Podsumowanie dnia matki

Córka moja podsumowała mi dzień matki w sposób lakoniczny i bezdyskusyjny.

Cały dzień dziecko moje zwracało wszystko, co wzięło do ust, osłabiona przelewała się przez ręce. Tuliłam, ocierałam łzy i smarki, prałam piżamki i pościele. Usiadłam wieczorem przed komputerem pełna niewypowiedzianych słów na temat macierzyństwa, tych pięknych i tych ciemnych stron i usłyszałam płacz. Wbiegłam do sypialni młodej, chwyciłam dziecko w ramiona, utuliłam i pytam skąd łzy. Odpowiedź- śniło mi się coś bardzo złego, płakałam bo jesteś mi strasznie potrzebna, chciałam do Ciebie po prostu.

Po co więcej słów?

24 maja 2012

Różnice

Spotkałam dziś panią która z dumą opowiadała, że kota sąsiadów goniła widłami i miała w planach go zabić, bo wszedł jej do piwnicy.  I o tym, jak bardzo tą panią brzydzi od tej pory schodzenie do tej piwnicy, bo przecież był tam, fuj, kot! Na oczach sześciolatki, która wiedziała że kotek jest jej koleżanki z naprzeciwka.

Zaraz potem opowiedziała, jak to udało jej się przejechać pewną trasę bardzo szybko. O wiele za szybko. Dumna z siebie była, tak bardzo dumna...

 Nie chcę się z tą panią poznać bliżej, pod żadnym względem.

22 maja 2012

Wyjątkowo ciepły maj

Znowu w domu. Znowu lato, po deszczowym tygodniu na wyjeździe- całe siedem dni nie wyprowadziłam młodszego z domu, bo zimno i mokro. Dziś wreszcie znowu wystawiam twarz do słońca.

Dowiem się dzisiaj czy doleczyłam pewne coś. Proces leczenia zakończony, ale czy sukcesem? Naprawdę bardzo się boję dowiedzieć.

A na cmentarzu gorąco jak wtedy, pachnie tak samo. I tak samo smutno.
 Tylko moje życie inne zupełnie.
 Moje życie z córką i synem, mój dzień dziecka z piskiem radości, mój dzień matki z prezentem podanym małą łapką,  z oślinionym buziakiem od młodszego, z zarumienioną buzią młodej, mój maj piękniejszy niż kiedyś.
Piękniejszy niż kiedykolwiek.

18 maja 2012

Lbn

Koniec wczasów.
 Wczoraj odstawiony antybiotyk. Wątrobę mam do wymiany, jak sądzę.
Czuję się trochę jak na odwyku...

I przytłoczona się czuję jutrzejszym dniem.
 Rocznica narodzin mojego pierwszego syna i rocznica rozstania z pierworodnym na zawsze, 55 minut oddzieliło jedno zdarzenie od drugiego.

W tym mieście gdzie mieszkaliśmy wtedy, pod tym akademikiem przechodziłam dzisiaj. Obok gabinetu gdzie odebrano mi nadzieję. Za dużo tego na moją samotną głowę.

Zbyt dużo myśli. 

13 maja 2012

przymus leżenia

U rodziców, na przymusowych wakacjach.
Oni zajmować się mają moimi dziećmi, ja piastować swój wenflon, swoje zapalenie, i celebrować mega dawki antybiotyków. Mój R. siedzieć ma w domu i się uczyć na egzamin, który za tydzień. Taki plan, taka teoria.

Ja się do pilnowania kogokolwiek nie nadaję chwilowo, ledwie sił mi starcza na upilnowanie zaskakujących reakcji własnego organizmu.

10 maja 2012

09 maja 2012

Latanie

Lot od trzech lat zaległy odbył się wreszcie.  Młodsza dwie godziny przed szalała tak, że miałam ochotę ją związać i usiąść na tobołku, żeby się nie szamotał. W samolocie jednak zebrała się do kupy i dumnie prezentowała się w słuchawkach, podsłuchując rozmowy pilota, informacji i naszego dialogu. Nie przestraszyła się ani na moment, nawet gdy pilot dla draki machał skrzydłami i przechylał samolocik w ciasnych skrętach.

Inezka zadowolona niezmiernie... uczucie oderwania od ziemi, wolność w powietrzu i przestrzeń- mogłabym się uzależnić od latania. Mogłabym tak żyć, tak pracować :) Już zaplanowałam powtórkę. A kolejny lot zafunduję sobie na lotni. Niesamowite wrażenie musi robić lot bez kadłuba, z twarzą wystawioną do słońca i wiatru!

Ps. Wypełniam w gabinecie książeczkę dla nowo kupionego szczeniaka. Właściciel podpowiada imię, wiek, płeć, kolor- wpisuję, mrucząc pod nosem. Rasa mieszaniec, mamroczę sobie. Właściciel przerywa,   zaskoczony- mieszaniec? a miał być  kundel!


08 maja 2012

starcie z kurzem

Remont zmienia sposób patrzenia na domową rzeczywistość , czuję się dziś jak śpiąca królewna obudzona po latach.

nie wiadomo od czego zacząć wracanie do codzienności
nie wiadomo co zrobić najpierw, w co włożyć ręce
właściwie to nie wiem czy warto choćby zaczynać
to ja może posiedzę i posłucham...

07 maja 2012

Falstart

Kolejne podejście do latania i kolejny rozpęd bez sensu. Telefon poderwał nas wczoraj na nogi, biegiem zapakowano towarzystwo do auta i na trasę! Po drodze zastanawialiśmy się jak to będzie, młoda próbowała odgadnąć kolor samolotu, generalnie tematyka i słownictwo lotnicze na tapecie.

Zanim dojechaliśmy, nad miastem rozpętała się burza.

Wypiłam z pilotami kawę w hangarze i wróciłam do domu. Jedyne osiągnięcie- zdjęcia młodej  na lotni i w samolocie. Pozwolili jej usiąść na fotelu pilota, ze słuchawkami na uszach. Szczęściu nie było końca! Aż się boję co będzie, jak poleci naprawdę.

Poza tym leje, a jak nie leje to chociaż pada. Taka odmiana.

04 maja 2012

Euro spoko

Koko koko króluje na forach i blogach, i budzi skrajne emocje- od zachwytu że dowcipnie i z dystansem, po głębokie zniesmaczenie. A mnie sytuacja bawi niezmiernie, i te buzujące emocje też.

Bo że wiocha, to prawda, ale każdy kraj ma swoją wiochę. Wstydzi się jej mniej lub bardziej. Na ogół ilości wiochy ten wstyd nie zmniejsza. I że w ucho wpada, też prawda, zwłaszcza że tekst baaaaardzo nieskomplikowany. Moja pięciolatka już śpiewa refren.Jest energicznie, z przytupem i hołubcem. Myślę, że piosenka wybrana została trochę ze złości na  tych uznanych, którzy nie stworzyli niczego godnego uwagi. Na przekór, żeby gwiazdy nie zarobiły, skoro nie zasłużyły na uznanie. A nie zasłużyły, trzeba to przyznać.

Myślę jednak, że światu jest to doskonale obojętne. I nasza wiocha, i nasz wstyd. A potupać do rytmu lubią wszyscy, zwłaszcza na dużych imprezach i po piwie.

Ps. bez w całym domu... bez i konwalie. Uwielbiam maj. I nienawidzę szczerze.

02 maja 2012

Zdjęcie

Zdjęcie z majowego lasu, ze spaceru rodzinnego, świątecznego. Konwalie w lesie kwitną, bzy przy drogach, upojenie zapachowe gwarantowane.

01 maja 2012

plany diabli wzięli

Burza letnia zepsuła lotnicze plany. Buuu....
Za to pachnie deszczem, bzem i mokrym asfaltem. Kwiaty jabłoni lśnią w świetle, pszczoły grają basowe melodie. Piękne zdjęcia zrobiłam...
 Chociaż z samolotu byłyby pewnie piękniejsze.
No nic, może w piątek.

Szybki skok ciśnienia

Kto, oprócz męża oczywiście, potrafi doprowadzić mnie do furii w 3 sekundy?

 Teściowa, oczywiście.

Wielkimi krokami zbliża się ślub brata mojego męża. Im bliżej, tym więcej głupot i pierdół urasta między przyszłą synową a przyszłą teściową do rozmiarów problemu, ale dziś przegięła i trafiło na mnie. Zaprosiła bez naszej wiedzy i zgody ciocię z daleka- na pobyt przed ślubem i nocleg. Wszystko dobrze, tylko zaprosiła ją do mnie, nie do siebie. Nie raczyła nawet zadzwonić żeby mnie o tym choćby poinformować. Pannie młodej powiedziała zaś, że nie będziemy na błogosławieństwie, chociaż R. będzie świadkiem, bo ciocię ktoś musi do  kościoła dowieźć. Nie ona, oczywiście, tylko ja albo on!

Teściowa moja mieszka 20 km stąd- sama, będzie jechać autem na ślub i wesele sama, ale to ja  mam ogarnąć siebie, męża, dwójkę dzieci, kogoś do opieki nad nimi i niańczyć ciocię? W dodatku nie pytana o zdanie?  Nie pozwolę sobie na to, żeby ktoś mi się do tego stopnia z butami w życie ładował i planował mi ten dzień. W życiu.

Puentą całej historii jest to, że dowiedziałam się o wszystkim przez telefon od młodej, która dzwoniła rozżalona że nie będzie nas na błogosławieństwie. Szczęka mi opadła ze zdziwienia.

30 kwietnia 2012

dualizm pogodowy

Zamiast wiosny mam lato. Opalam nogi i plecy, chowam dzieci od słońca. Grzeję się i chce mi się mruczeć :)
 Spalone kwiaty magnolii, zwiędłe flance, smutno zwisające mimo podlewania powojniki. W pełni rozkwitły rzepak na polach, piękny jak nigdy, i drzewa owocowe kwitnące jak wściekłe. Tak cudnych jabłoni nie widziałam jeszcze! Nie mogę się zdecydować czy mi się ta pogoda podoba, czy nie...

A jutro będę latać :) i to zupełnie dosłownie. Wreszcie wykorzystam bilet na rekreacyjny lot, zdobyty kiedyś na aukcji charytatywnej. Nie wiem czy zasnę z wrażenia, uwielbiam latać! Myślę o tym bez przerwy. Mały samolocik, błękit i ja. Planuję robić zdjęcia, ale nie wiem czy przez ekscytację będę w stanie się skupić.

Jako dziecko marzyłam, żeby zostać pilotem samolotu. Odrzutowca.

28 kwietnia 2012

Nie wiem na co...

Leczę córkę. Woziłam ją po lekarzach, po laboratoriach, osłuchiwali ją, stukali, badali, kłuli. Podaję jej leki takie i owakie, antybiotyki, inhaluję. I tylko nie wiem na co ją leczę.

Dwa dni moje dziecko kaszlało, bardzo, bardzo. Nie spaliśmy w nocy, młodszy też, kanonady kaszlu budziły wszystkich. Pomogło dopiero, kiedy zmieniłam leki antyalergiczne na silniejsze...a dziś rano obudziła się bez kaszlu, za to ze straszną gorączką. Nie dały rady syropki, dziecko moje spało albo przelewało się przez ręce płacząc, a potem znowu spało. Pediatry w sobotę u nas nie ma, więc w auto małą i do lekarza prywatnie, 30km. Po badaniu jednym i drugim, po obrzyganiu lekarskich butów, po pobraniu krwi, po odebraniu wyników nadal nie wiem co jej jest.
Wiem tylko, że ma stan zapalny, nie wiem czego. Leczę ją, nie wiem na co.

25 kwietnia 2012

Ponuro mi

Ciało moje wpędza mnie w stany depresyjne. Żyje swoim życiem, bez względu na moje osobiste plany. Pogoda nie pomaga myśleć pozytywnie...

Muzyka na uszy potrzebna, od zaraz.

23 kwietnia 2012

Trzy po trzy, kwietniowe

Ogród się zmienia za pomocą taty, wynajętego do robót naprawczych. Żywopłot zyskuje wewnętrzną wstawkę uszczelniającą z drewnianych płotków. Pies mój przestanie zwiedzać okolicę bliższą i dalszą. Będzie w najbliższym czasie głęboko nieszczęśliwa, jak sądzę...

Ja sadzę iglaki i inne zielone cuda. Na jutro zaplanowałam flance kwiatów i warzyw trochę też. Niewiele, bo mój organizm odmawia współpracy, niestety. Tyle, ile się da. Albo odrobinkę więcej. Może nie padnę od razu.

Młodszy się rehabilituje skutecznie i głośno. Całe dnie spędzamy na powietrzu. Pięknie jest, zielono. I tylko słowików mi brak, nie śpiewają jeszcze.

20 kwietnia 2012

Wiosna z pralką w tle

Koty mieszkają w szafie, no nie ma siły. Mała wyprowadza je na spacer kilka razy dziennie. Na dywan, bo na panelach rozjeżdżają się im łapki. Dba o nie, dopieszcza, pilnuje :)
A ja poczułam dzisiaj wiosnę. Pełnię, pachnącą i piękną! jakoś mi się lekko zrobiło w sercu i w głowie, wszystko robiło się samo i bez wysiłku, więc pchnęłam do przodu zaległości domowe i ogródkowe. Posialiśmy pietruszkę i koper, rzodkiewkę, sałatę i trochę kwiatów. Reszta po długim weekendzie, z flanców żeby było szybciej :) Potem wygrzewałam się na słońcu jak kot, dzieci ze mną. Cudownie!

Ps. dostałam od lekarza nakazy- leżeć, nie nosić, nie marznąć. Śmiech na sali, nie nosić i leżeć przy mojej dwójce...

Ps2. Zepsułam sobie wieczór jednym ruchem. Włączając pralkę nie zauważyłam, że wąż odpływowy jest wyjęty... Zalałam łazienkę na górze, zalałam tym samym sufit w pokoju na dole. dzieci się darły, on ze zmęczenia, ona bo nie mogła brata upilnować. Zacieki, woda kapiąca z sufitu, ręczniki na podłogach. Chodziłam boso po tej wodzie, a w niej leżał brzęczący elektrycznością, podłączony przedłużacz...

W tym wszystkim miałam więcej szczęścia niż rozumu.

18 kwietnia 2012

Trzech lokatorów na gapę

Koty mam. I to nie tylko dwa dorosłe, dzięki koteczce w szafie oprócz ciuchów mam trzy oseski... i tu pojawia się problem. Bo kocia mama nie ma chęci się wyprowadzać. Próbowałam przenosić ją z legowiskiem i maluchami w inne miejsca, ale uparta jest- małe zabiera w zęby i wraca do szafy. Nie mam pomysłu jak ją stamtąd ewakuować, w dodatku nie mam serca jej nie otworzyć kiedy stoi pod szafą z kociakiem w pyszczku i błagalnie na mnie patrzy. Ona włazi do środka, a mnie na nowo rośnie ciśnienie kiedy wchodząc ociera się setny raz o skraj nowej sukienki...

Swoją droga nie mogę się już doczekać aż te małe kuleczki wytoczą się z legowiska i zaczną się bawić. To widok rozkoszny jak mało który, uwielbiam małe kotki!

16 kwietnia 2012

Niedziela doskonała

Pierwszy basen mniejszego zaliczyliśmy wczoraj.
  Na widok taaaakiej wody kurczowo trzymała się mnie ta mała żaba, obiema rączkami za szyję, ale do czasu, do czasu :) Ulubioną zabawą, doprowadzającą do salw śmiechu okazało się wpychanie taty pod wodę, żeby robił bąbelki.  Rozluźniony już chłopczyk ochlapywał wszystkich dookoła, rozsyłał uśmiechy i buziaczki. A jaccuzi okazało się gwoździem programu, dziecko moje z radości prawie wychodziło z siebie! Ogromną przyjemność mam, obserwując dzieci w wodzie. I następnym razem rozluźni się szybciej, tak myślę.
 Mała oczywiście z nami, zadowolona i brykająca, od dawna z basenem oswojona.

Po basenie głodne dzieci trzeba było nakarmić, trafiliśmy na świetny lokal w mieście W.- nastrojowy, z klimatem, no i jedzenie wyborne. Jeszcze jeden plus to, że nie musiałam gotować :)

Tak mi się nasuwa, że miałam niedzielę prawie doskonałą.
Chociaż zaległe faktury i ech, wielka sterta prasowania zalegająca w kącie trochę psuje wrażenie.

13 kwietnia 2012

Postrzyżyny

Pierwsze strzyżenie mniejszego za mną.

     Przekonałam samą siebie i przekonywali mnie inni że tak trzeba, bo jego loczki w połączeniu z wielkimi oczami i rzęsami do nieba robiły z niego piękną dziewczynkę. Ręka mi jednak drżała okropnie, kiedy przyłożyłam nożyczki do amorkowych pukli...
    Opadały zawijaski z główki mojego dziecka, a ja chowałam je jak skarby. Popłakałam sobie potem z żalu za tym gerberkiem moim, który kilkoma ruchami nożyczek przestał być dzidziusiem a stał się chłopczykiem. Wygląda cudnie, ale szkoda mi bardzo loczków słodkich...

    Coś się kończy, coś się zaczyna.  A wydawało mi się, że obcięcie włosków dziecka symbolicznego znaczenia nie ma...

12 kwietnia 2012

Dzieci

Dzieci się bawią, ja rozwieszam pranie. W pokoju małej cicha rozmowa: bo wiesz braciszku, jakbyś zjadł tą niebieską kredę, to ja nie będę miała czym rysować. A najważniejsze, że Ty będziesz mieć wtedy niebieską kupę. Nie chcesz mieć przecież niebieskiej kupy, prawda?

Dialog przerwał mój nieopanowany chichot.

Chwilę temu położyłam mniejszego do łóżeczka i musiałam wyjść. Mała poproszona o pomoc siadła w sypialni i zaczęła opowiadać bajki. Później nastąpiła kompilacja wszystkich kołysanek jakie znała, kiedy wróciłam zastałam mniejszego w objęciach Morfeusza, a małą głaskającą go po buzi i szepczącą usypiające zaklęcia.

Słodkie są, te moje dziecki :)

10 kwietnia 2012

rzeczywistość brudzi

     Sms w nocy- przyjedź po mnie! Nie mogę przyjechać, reszta drinka kołysze się w szklance. Za chwilę drugi i kolejne smsy- przyjdź, błagam, on coś zrobi małej! zabierz mnie stąd, chcę wyjść do domu i mnie nie puszczają! W smsach po brzegi strachu i wykrzykników.
     Wybiegam z domu. Pędzę w nocy przez miasto, na złamanie karku. Dobiegam, słyszę wrzaski. Z drugiej strony zamknietych drzwi wyzwiska, łomot, awantura- ona krzyczy pomóż, stoję bezradna a dłonie zaciskają się w pięści. Sąsiadów wypraszam z przedstawienia ciętym zdaniem. Jestem tu, odkrzykuję i wybieram numer policji. Tych kilka minut zanim przyjechali trwało wieczność.
      Potem pakowanie przerażonego dziecka w kurtkę, popieszne zbieranie rzeczy z nadzieją że niczego się nie zapomni i milczenie w radiowozie. Jechaliśmy do mnie, obiecałam zaopiekować się dzieckiem. Policjanci prosili. Ona okazała się pijana.
   
    Bezsenna noc. Moja.

     Pomijam, że poszła tam dobrowolnie. Pomijam, że chłopak pije, wcześniej już bił ją i robił awantury. Pomijam nawet, że ma dziecko z inną, a kilka jeszcze innych opowiadało że do nich też startował. Jeszcze wypadałoby pominąć, że jej matka postawiła warunek- jeśli chcesz mieszkać u mnie, on tu nie przychodzi. W zamian mieszkanie dla niej i dla dziecka, pół domu świeżo po remoncie. Zapraszała więc przychodził, nocował, matka się dowiedziała. Ona spakowała rzeczy i z rocznym dzieckiem przeniosła się do niego. Bo matka śmiała stawiać jej warunki. Do malutkiego mieszkania w bloku gdzie on, jego matka i dwaj bracia, w tym jeden agresywny nieleczony schizofrenik. Poszła tam mieszkać.

Muszę to wszystko pominąć dzisiaj, ale obiecuję w imię tego dziecka- wrócę do tego. I głośno powiem co myślę.

06 kwietnia 2012

Wiosna

Zataczam się z upojenia wiosną.
Uderza mi do głowy powietrze błękitno lśniące, kiedy wynoszę na balkon pościel do wietrzenia, upijam się  myjąc okna. Święta bez napięcia bo w domu, w malutkim gronie. Gotuję to co lubimy, potem pogramy w planszówki albo w kości.
Oszałamia mnie zieleń, której coraz więcej, nieustannie zaskakuje że tyle jej!  Z każdym dniem więcej, i więcej, i więcej! I kwiaty rosną! I liście błyskają świeżością! I bocian, bocian!!!

 Dzieci zdrowe i wesołe. Mała pomaga oklejać pisanki srebrną folią, młodszy pełza na pupie odkrywając nowe miejsca w domu. Dobrze mi.

04 kwietnia 2012

Wolność

Wypuszczona w piątek, późnym wieczorem,
Wyprysłam w sobotę z domu. Daleko... 500 km na spotkanie ze znajomymi. Wariactwo ale musiałam, dalsze przebywanie w czterech ścianach groziło niekontrolowanymi wybuchami agresji... dwanaście dni w maleńkim pokoiku szpitalnym, z chorym dzieckiem. Dwanaście dni zamknięcia, a wcześniej drugie tyle uziemienia z powodu choroby małej.

Święta idą? Naprawdę?

26 marca 2012

Szpital

Od tygodnia w szpitalu z młodszym. Zapalenie płuc, zapalenie oskrzeli, obturacja.
 W mieście W. widok sali dziewięcioosobowej powodował natychmiastowy wypis na moje żądanie i przeniesienie do miasta S. gdzie mamy jedynkę- tzn. tylko ja i malec. Łazienka na dwa pokoje, nie na oddział. Luksusy.
Dziś zdjęcie pokazało że zmiany nadal są, a mieliśmy jutro wychodzić... zmiana planów, wyjdziemy w piątek. Chyba. Dziś nocuję w domu, tata pilnuje dziecięcia. Piorę, pakuję i rano wracam.Śpię z córką, żeby się naprzytulać bo tęsknię nieprzytomnie.
Święta jak zawsze inaczej niż w planach- nie pociągnę dzieci po zapaleniach płucek 500 km. Zostanę znów tu i będę myśleć o tych, co ich znowu nie spotkam.
 Do zobaczenia kiedyś.

19 marca 2012

Cudownie jest,gorączka jest...

Niech to szlag jasny! Aż mi się nie chce pisać- Milena cały tydzień chora, od niedzieli gorączka, od wtorku zdiagnozowane zapalenie płuc. Na weekend zostałam z nimi sama i poooszło na całość-  Leoś też kaszle i gorączkuje, dzisiaj trzeci dzień. Wygląda jak szmaciana lalka rzucona na poduszki. Założę się, że u niego zdiagnozują to samo. Ja też kaszlę i smarkam, gdzieś mi się gorączka pałęta za plecami. Cudownie...

I słyszę, że mam dobrze bo siedzę z dziećmi w domu. No, siedzę.... jak napisałam pewnej pani- z nogami na stole i piję kawę. No więc nogi na stół! Jak już zrobię i wmuszę śniadanko, potem po nim posprzątam, podam leki obojgu, pościeram zaplutą syropkiem podłogę, zrobię inhalacje, ugotuję obiad, odciągnę gile, rozwieszę drugie pranie, zapuszczę kropelki, odkurzę dwa poziomy w międzyczasie rozładowując zmywarkę i obsługując klientów, to zaraz usiądę. A raczej padnę, na ryj. W tą kawę. Albo i nie, mogę nie zdążyć- zaraz pora na drugie dawki leków.

17 marca 2012

sama

Sama z dziećmi. No dobrze, nie całkiem sama- spędziłam wieczór na babskich pogaduszkach z taką jedną, fajną babką. Nie ja jedna ją lubię, mała prawie wyskoczyła z butów na wieść że przyjedzie! Trudno, coraz trudniej ją utrzymać w miejscu, czuje się lepiej i to widać. Tylko słaba jest strasznie! Po wejściu na piętro sapie jeszcze kilka minut. Za to młodszy gorszy... marudny, płaczliwy, zasmarkany i do tego ten kaszel, straszny... Boję się o tego bąka- nie je wcale, pije niewiele, po antybiotyku ma sensacje jelitowe mimo probiotyków. Cały dzień spędził u mnie na rękach. Wyrabiam bicepsy...

14 marca 2012

Jestem

Jestem.
Po wielu dniach bez netu - oto jestem z powrotem. Zasypana powiadomieniami, postami, maile nieodebrane liczę w setkach.
Tęskniłam. Dziwnie było.

Ps.Mówiłam coś poprzednio o kolekcjonowaniu chorób? Nie, skąd... mała ma zapalenie płuc, mniejszy gardła. Oboje gorączkę i antybiotyki, ona do tego sterydy, wziewy i kilka innych cudów. Rozpoczęta rehabilitacja mniejszego leży, podobnie jak logopeda małej. Z przymusu przemeblowałam dwa pokoje, żeby mieć dzieci bliżej siebie i pracy. Rąk mi brakuje do ogarniania wszystkiego.

29 lutego 2012

Sine oczko

    Kolekcjonowanie chorób trwa, aż nie chce się o tym pisać. Babska strona rodziny szwankuje na całego, odporność leży i kwiczy. Mała też leży i kwiczy. Gorączkę ma od gardła zainfekowanego maksymalnie. U nas w ogóle, jak zawsze przed jakąś imprezą czy innym świętem, same atrakcje- oprócz chorób R. wczoraj zaliczył bardzo bliskie spotkanie z drzwiami. Nos w nos z drzwiami. Ma być w weekend świadkiem, będzie świadkiem z siniakami pod oczami i strupem na nosie, jakby się z kimś pobił.

    Na szczęście nastroje dopisują, młodej parze też, i siny świadek będzie chyba tematem przewodnim imprezy :)

24 lutego 2012

Tylko dobić

Mam gorączkę.
Mam chrypę.
Mam katar.
Mam kaszel.
Mam opryszczkę.
Mam okres.
Niech mnie ktoś dobije...

22 lutego 2012

Niesłychane

W Poznaniu, na skrzyżowaniu Szamarzewskiego z Polną leżał dywan. Nie chodniczek,
nie wycieraczka, nie samochodowy dywanik. Zwinięty duży dywan. Po co tam leży? Nie mam pojęcia, w miastach dzieją się czasem przedziwne rzeczy, mówię Wam. To znaczy nie mówię, tak dokładnie to mówię tylko szeptem. Trzeci dzień. Ponad dwa tygodnie ignorowałam katar z zatok, teraz ignorują mnie. Zwłaszcza dzieci. Trudno je dyscyplinować szeptem.

17 lutego 2012

dzień kota

Mnóstwo się dzieje wokół. Myśli miliony, analizuję akcję macierzyństwo bez lukru i przemyślenia się mi się tłoczą w głowie. Ludzi wokół za dużo, działań więcej niż zaplanowałam, ale obgonione już, na szczęście. Urodziny Leonka i tradycyjny w rodzinie R. spęd też już za nami. Przed nami trzeci weekend wyjazdowy, znów impreza. Niezapowiedzianie wyskoczyła w środę i zmusiła naszego niańka do zostania kilka dni dłużej i dobrze, że się tak udało- przed nami znów dłuuuuga posucha imprezowa, trzeba naładować akumulatory na zapas.

Przed nami też rehabilitacja małego. Neurolog zepsuł moje dobre samopoczucie, Leoś wymaga profesjonalnego wspomagania rozwoju. Ma osłabione odruchy i słabe napięcie mięśniowe. Boję się...

Dziś dzień kota. Pora iść dopieścić sierściuchy :)

15 lutego 2012

Roczek

Rok minął,odkąd mnie pokrojono, zaszyto, a w międzyczasie zakochano w Leonie. Rok, odkąd dostałam wrzeszczące wniebogłosy zawiniątko i odkąd mam szczęścia więcej, radości i trosk. A potem od razu został zabrany i kochać go mogłam przez szybę inkubatora. Tak blisko był i tak potwornie daleko...

Rok minął. Strasznie dużo czasu. Bardzo mało.

07 lutego 2012

Pałac

    Tak wygląda pałac w Lubostroniu. W środku jest pięknie, naprawdę bardzo pięknie... miałam okazję sprawdzić. TU można pooglądać.

    Podjechaliśmy pod to cudo i... pocałowaliśmy klamkę. Zastaliśmy zamknięte drzwi! Na szczęście pani od hotelu zareagowała na telefon, ale czekanie na tym mrozie nie należało do przyjemności. Zameldowaliśmy się, dostaliśmy klucze, weszliśmy do apartamentu...
    Zabawne,apartament kojarzył mi się z luksusem. Dostaliśmy dwupokojowe studio, z łazienką i toaletą. Salon zadymiony i śmierdzący, ktoś przed nami palił i to chyba sporo. I pierwsze co trzeba było zrobić to odsłonięcie wszystkich grzejników. Ten w łazience nie działał w ogóle, a mróz trzaskający. Nawet pająk mieszkający w toalecie zamarzł. My też, niemal. Wieczór spędziliśmy pod dwoma kołdrami, dwoma kocami i narzutą. Romantycznie jak...
    W ramach opłaconego pobytu znajdowała się wycieczka z przewodnikiem po wnętrzach. Przewodnik się rozchorował. Mamy jednak szczęście do ludzi, R. w nocy zszedł odpalić auto i spotkał nocnego stróża. Ten na wiadomość że nie widzieliśmy wnętrz wziął klucze, wielką latarkę (jak z filmu, ze sceny gdzie ochroniarz patroluje muzeum) i zaprosił na zwiedzanie. W środku nocy wędrowaliśmy z sali do sali, tajnymi przejściami, od piwnic i schowków na wino, przez saloniki... atmosfera była niesamowita. Niepowtarzalne wrażenie! A sala centralna- cudo... Brakowało tylko Pięknej i Bestii tańczących walca.
    Ogólnie wyjazd miał plusy, wiele plusów- przespana cała noc, bliskość, czas dla siebie, pyszne jedzonko z restauracji, kolacja we dwoje. Cudne wnętrza. Minus był jeden- temperatura w pokojach. Na minusie prawie.  Straszne.

05 lutego 2012

Do pałacu

Mąż zaprosił mnie na wyjazd, na wspólny weekend tylko we dwoje. Do pałacu. Eeeee... ja i pałac to niezbyt dobrana para, jakoś nigdy nie chciałam być królewną. I czuję się onieśmielona trochę barokowymi sztukateriami, złoceniami i samym wyrażeniem "apartament pałacowy".

Mimo to cieszę się strasznie.
Bo wyjazd, bo spokój, bo bez dzieci.
Bo z nim. Wreszcie tylko z nim.

02 lutego 2012

Naciągacze

    Kilka dni temu rozdzwonił się telefon. Przedstawił się pan strażak skądś, na moje nieszczęście nie pamiętam skąd. Uprzedził grzecznie i usłużnie iż ktoś, jakaś firma  z Łodzi, obdzwania przedsiębiorców i wciska kity- że według prawa muszą mieć jakieś przeciwpożarowe cuda, niezupełnie potrzebne. Rzekomo niezbędne cuda można oczywiście kupić u nich, od razu, bez zbędnego czekania, szukania i tracenia czasu. Trzy razy drożej niż gdzie indziej. Mam uważać. Wysłuchałam i łyknęłam, bo skoro strażak ostrzega to będę się miała na baczności.

    Sprawa rypła się wczoraj...
Znów zadzwonił telefon. Ktoś po drugiej stronie słuchawki stwierdził, że skoro brakuje nam gaśnicy (bo ta która jest- jest za mała), to on wysłał swoich.  Że od razu, od ręki, bez czekania, taniej, z homologacją i z przytupem. Za chwilę weszło dwóch panów, a jeden z głosem identycznym jak rzekomy strażak... są nie z Łodzi a z Bydgoszczy. Od progu zażądałam identyfikatora.
Nie ma, odparli zdziwieni.
Więc pan nie ze staży?
Nie. Porozumiewawcze spojrzenie.
Skąd więc pan wiedział że nie mam gaśnicy?
Od strażaka.
Od jakiego strażaka?
Nie wie.
Przecież to pan dzwonił podając się za tegoż.
To nie ja...
Więc od jakiego strażaka? Poproszę numer.
Nie mam.
Przecież wiem że to pan, to ja z panem rozmawiałam.
Cisza. Oczy w podłodze.

Tak bezczelnych naciągaczy dawno nie spotkałam.

31 stycznia 2012

Bez kija...

 Oczy załzawione, nos zatkany, pół nocy nie spałam. Nie ja jedna zresztą, bo młodszy też kręcił się i popłakiwał. Nastrój mam taki, że bez kija nie podchodź.... No i piękna jestem jak nigdy.

Nieodłącznym moim towarzyszem jest dzisiaj rolka papieru toaletowego. Chusteczki nie dają rady.

29 stycznia 2012

Poimprezowałam

No to poimprezowałam.
    I nie to, że nie poszliśmy- byliśmy, nianiek z wąsem się sprawdził, dzieci były grzeczne. Ciuch nowy, reprezentacyjny. Fryzura...no, to długa historia. Odświeżyłam sobie włos szamponetką. Osiągnięty kolor wahał się między wiśnią a ostrym różem, taki odcień jak na połowie głów pań po 60-tce. Zwłaszcza tych z pierwszych ławek w kościele. Tylko trwałej z "barankiem" brakowało. No nie spodziewałam się aż tak spektakularnych efektów...  w desperacji wzywałam na ratunek fryzjerkę moją i całe szczęście przybyła. Zostałam uratowana i nie ma tego złego, bo i farbę i strzyżenie załatwiłam od razu.
    No, ale impreza! Impreza była taka, że przejdzie do legendy. Wyobrazić sobie aż trudno- miała być karnawałowa impreza, a była wiocha, potańcówka,  remiza, przy stole trzy siostry- każda z fochem i okresem. Muzycy, którzy przeszkadzali tańczyć, a "jesteś szalona" było w ich repertuarze synonimem dobrego smaku! I kiedy kapela zagrała TO (przepraszam za link) wymiękliśmy. Serio, opadły mi ręce i wszystko. Dobiło mnie, że rozbawiona sala śpiewała.  Na koniec dowiedziałam się, że moja przyszła szwagierka miała w planach tę kapelę na wesele zatrudnić. Zabrakło słów.
   
      Postanowiliśmy jednak, że nic nie zepsuje nam wieczoru i bawić się na przekór wszystkiemu. Dotrzymaliśmy postanowienia.
      Dobrze, że  flaszka była duża.

27 stycznia 2012

Prawda o przedszkolu

Chęć na wycie przeszła :)
I całe szczęście,bo jak się okazało jedynym prawdziwym powodem tejże był nadchodzący czas barwiący. Nadszedł i spokój :)
A dziś znalazłam na stronie http://bachormagazyn.pl wielką prawdę o przedszkolu!

Zaprawdę powiadamy wam, że rzeczy, które przynosi bachor z przedszkola to rzeczy straszne, a może nawet potworne, strzeżcie się więc i bądźcie gotowi na wszystko. A co to znaczy na wszystko?
Na przykład na:
1. Anginę
2. Własne obrazki
3. Własne majtki w worku, ale za to z kupą
4. Własne obrazki w większej ilości
5. Nowy wierszyk, mamusiu o tym jak słonko i bocian, i potem chmurka, i ten wieloryb, a pani mówi i potem oni byli na wsi i krówka i motylek…
6. Cudze matki, bez kupy, ale obsiusiane
7. Jeszcze więcej własnych obrazków , niektóre ze świeżym klejem
9. Kolejną anginę
10. Przyniesie brak kapci
11. Dziury w ulubionych spodenkach, naszycie łątek jest nieakceptowalne!
12. Czarny medal za złe zachowanie
13. Anginę z zapaleniem zatok
14. Własne obrazki i kilka “arcydzieł” innych bachorów
15. Podbite oko
16. Wybitego zęba
17. Nowy wierszyk i jeszcze piosenkę o śliweczkach i biedroneczkach i tralalalalalaaaaa MASZYNISTA I TRAKTORZYSTAAAAAAAAAAA….
18. Anginę z zapaleniem zatok i przeziębieniem pęcherza
19. Uwagę w zeszycie o tym, że dużo się ruszało i głośno się odzywało
20. Zaproszenie na urodziny pięciu koleżanek o imieniu Julia.
21. Anginę z zapaleniem zatok, przeziębieniem pęcherza i grzybicą stóp
22. Ulubiony kolor ruziowy
23. Zaproszenie dla babci i dziadka na bal babci i dziadka z wierszykami o babci i dziadku
24. Mokre buty, rękawiczki i czapkę, bo przecież jest zima i to zdrowo
25. Anginę z zapaleniem zatok, przeziębieniem pęcherza, grzybicą stóp i opryszczką jamy ustnej
26. Nawyk rozpoczynania każdego zdania od “hej!”
27. Mrożącą krew w żyłach opowieść „a mamusiu a jak wchodzimy na zjeżdżalnię to Kuba mnie zawsze trzyma za rękę i mówi, że ja jestem jego. Ale on tak żartuje, prawda?
28. Uwagę, że dziecko jest mało samodzielne znów nie umiało zrobić pani masażu sziatsu (czy jak to się pisze)
29. Wesołe weszki trzy
30. Anginę z przemieszczeniem. Na resztę domowników.
31. NO KULWA NO.


Majtek nie było, ale za to innych atrakcji w bród!


24 stycznia 2012

Wyć mi się chce, do księżyca

     Co za fatum z tymi remontami?Zaczęte, ciągną się miesiącami i zatruwają mi życie. "Spadnięte" kafelki sprowokowały kupienie nowych na ścianę. I na podłogę. I wyrzucenie starej kabiny, i kupienie nowej. I wymianę drzwi do łazienki, i do piwnicy-żeby pasowały do tych z łazienki. Nogi bolą od łażenia po marketach budowlanych. I kieszeń boli.

     Jakaś frustracja chodzi za mną. Niby wszystko ok, z facetem i z dziećmi i ze wszystkim dookoła, a tu bym komuś w mordę dała.I osiem Leonowych zębów już mamy, od dwóch tygodni. I nocnikowe sukcesy, prawie zupełne. Plan na karnawałowe balety.  I kafelki ładne. I tylko wyć mi się chce.


20 stycznia 2012

Wściek

Kot ugryzł mi dziecko... w zabawie sznurkiem wpadł na L. i dziabnął. W puchatej rączce zostały dwie głębokie dziury po kłach. Wściekła jestem....

Po wyjazdach zmęczona bardziej niż przed. Zawsze po powrocie i zawsze przy nie współpracujących gościach zastanawiam się czemu sama to sobie robię a potem zapominam i znów głośno mówię że lubię mieć gości.

A dziś?  Trzeba nadrobić zaległości wyprodukowane przez faceta samego w domu. Rozebrać prawie czterometrową choinkę, wynieść wiadro igieł. Bawić gości, gotować, sprzątać, upiec dla stada ludzi. Wkurw mam, po co mi to było...

06 stycznia 2012

Ciężki dzień

Tak bardzo mi smutno dziś.... Sześć lat, odkąd los mnie złamał. Sześć lat wspominania i tęsknot. Tak mało zostało mi po tamtym czasie...i pamiętam mało, najbardziej chyba te maleńkie stópki syna, którego trzeba było żegnać zanim się go powitało. 260 gramów utraconej nadziei... a beznadziei było miliony ton.
Echo tamtego krzyku i tamtej pustki kołacze mi się dzisiaj po głowie, łzy na wierzchu, cały dzień.
Wtulam nos w zapach synka, żeby się zupełnie nie pogrążyć.

Ps. przeczytałam swoje wpisy sprzed sześciu lat na tamtym blogu i zrobiło mi się żal samej siebie- tak bardzo ukrywałam cierpienie,żeby inni nie widzieli, tak bardzo się starałam nikomu nie przeszkadzać...

02 stycznia 2012

Podsumowań nie będzie

Nowy Rok...Starego podsumowywać nie będę bo nie lubię. Postanowień nie robię, i tak ich potem nie dotrzymuję. Za to bardzo ciekawa jestem, co przyniesie ten Nowy.

Maraton po lekarzach przed nami.
   Neurolog dla mniejszego to raz, bo chociaż siedzi od dawna to siada ledwie- ledwie. Stanie na nogach to marzenie... jego zdaniem nogi służą tylko do obgryzania i do niczego więcej. No, jeszcze ostatecznie można nimi kopać szczebelki łóżeczka, ale stać? Wymyślili, z tym staniem...
   Dwa- mała. I tu zapowiada się maraton- alergolog, laryngolog, pulmonolog. Bo dawno nie była, bo nie bardzo wierzę w diagnozę poprzedniego lekarza, bo potrzebuję wpisu w książeczkę że choroba przewlekła- inaczej płacimy pełną stawkę za leki, które wcześniej dostawała za grosze. Laryngolog, bo przy każdym katarze dziecko  słabiej słyszy.
   Trzy- ja sama siebie zmęczyłam już kaszlem od dwóch tygodni. Aspiryna jakoś nie pomaga, ani leki wykrztuśne. Na jutro umówiłam wizytę.