30 lipca 2012

gratis

Do pierwszego dnia bez młodej dostałam gratis od życia- jelitówkę w natężeniu maksymalnym.

 Miałam nadrabiać zaległości takie i owakie,domowe i kulturalne,  poczytać, pooglądać, cieszyć się dniami względnej wolności bez córki  (a zwłaszcza wieczorami! ) Zamiast tego zdycham, cicho posapując.

28 lipca 2012

pogodynki

Kiedy oglądam pogodynki uśmiechnięte jak wariatki na widok prognozy kolejnego tak bardzo upalnego dnia, mam ochotę którąś wtłoczyć na pół godziny do stojącego w korku auta. W pełnym słońcu. Lubię ciepło, ale taka temperatura mnie przytłacza. Młoda całymi dniami tapla się w basenie i w jeziorze albo pokłada się na sofie przed bajkami. Młodszy na brzegu jeziora siedzi i się bawi w wodzie, ale na basen reaguje włączeniem alarmu głosowego. Na pełną skalę, a skalę ma imponującą. Cały dzień nie wyłączam wiatraka, dzieci śpią źle, my zresztą też.
Kolejny tydzień wakacji bez młodej przede mną. Wyprawiam ją do dziadka i babci, 500 kilometrów od domu. I trochę się cieszę, a trochę denerwuję. Właściwie nie wiem co bardziej.

23 lipca 2012

Jarocin z 50 mertrów

Dobrze było pojechać do Jarocina. Wróciłam opalona, osłuchana i opita.

 Dobrze raz na jaki czas przestać być akuratna. Kolorowym być i niepoprawnym. Dobrze móc wyglądać niechlujnie, dobrze wypić za dużo. Dobrze wleźć na dach auta i wyglądać zjawiskowo. Spać dopiero nad ranem, w samochodzie, w pozycji potwornie niewygodnej i jeść grilla o siódmej rano, zapijać piwem. Zalegać w środku dnia na trawie w pełnym słońcu. Nie mieć nic ważnego do zrobienia. Dobrze się aż tak zmęczyć, aż tak śpiewać, aż tak szaleć i aż tak się śmiać. 

Przede wszystkim dobrze posłuchać dobrej muzyki na żywo, w tym towarzystwie i w tej atmosferze. Dobrze było tam być, dobrze jak diabli.

Ps. i dobrze było zaskoczyć siebie i innych, podjąć szybką decyzję i skoczyć na bungee, polecieć na łeb na szyję z 50 metrów. Serio, serio :)

19 lipca 2012

Jarocin

Jadę jutro delektować się muzyką i wolnością.
Jestem pełna emocji i pełna oczekiwań. Tęsknię za tą atmosferą.
I tylko nie wiem w co się ubrać, bo codzienne legginsy się nie sprawdzą.

15 lipca 2012

Ten dzień jest porażką

Ten dzień, dzisiaj, jest straszny... i cieszę się, tak bardzo się cieszę że się kończy! Dzisiaj czuję się jak chodząca porażka pedagogiczna. Nie potrafiłam radzić sobie z własnymi, małymi jeszcze przecież dziećmi. Dziś jest dzień kiedy wydzierałam się na nie, bo nic innego nie skutkowało. Darcie się zresztą też nie dało rezultatu...
     Młoda wyprowadziła mnie z równowagi głupimi komentarzami i robieniem mi na złość. Pozwala sobie na ignorowanie poleceń i na ironiczne komentarze, udaje że nie rozumie istoty polecenia. Boję się co będzie kiedy wejdzie w okres dorastania.
    Nie umiałam położyć spać młodszego, wstawał w łóżeczku milion razy. Kiedy wychodziłam wybuchał histerycznym płaczem. W końcu, ze złości, popłakałam się i ja. I nie wiem co dalej- uczyć go zasypiania samemu, jak kiedyś? Jak go uczyć, kiedy wstaje jak tylko wychodzę z pokoju i płacze aż się zanosi? Wchodzić i uspokajać, a potem wychodzić znowu? To nie skutkuje.  Przetrzymać go, niech płacze aż uśnie? Straszny sposób. Naprawdę nie wiem co robić. 

12 lipca 2012

owocowy powrót

Maseczka ogórkowa, zupa ze świeżych pomidorów, pierogi z jagodami (nie ma już, wyszły niemal natychmiast po zrobieniu!), dżemu dwa gary i wiśnie w syropie.
 Ręce urobione w przetworach. 


Warzywno- owocowy, letni powrót do rzeczywistości.
 A tu pada, nie pada, leje, pada, świeci słońce, leje, nie wiadomo czego się spodziewać za pięć minut.  
I roboty w cholerę... 


Ps. na deser walka z wrzeszczącym młodszym, który chciał- żądał-rozkazywał żeby ktoś został z nim w pokoju kiedy miał zasypiać. 
Sąsiedzi sądzą, że usypiałam go łamiąc po kolei paluszki. 

08 lipca 2012

Jonnys

Nadaję stąd, gdzie wczoraj przywitała nas tęcza na wyciągnięcie ręki i pyszna kolacja. Spałam jak nigdy!
Od rana dałam się namówić na gimnastykę Qi-gong. Cudowne jest ćwiczenie z bosymi stopami w mokrej od rosy trawie, z twarzą do słońca, z widokiem na góry. Jestem zrelaksowana i chyba złapałam bakcyla :)

Szczęście jest na wyciągnięcie ręki kiedy tak siedzę na tym tarasie, dopijam kawę z muzyką na uszach i widokiem na górski potok. Leon śpi, Milena biega po ogrodzie, tata biega za nią. Żyć, nie umierać!

I tak do środy :)

07 lipca 2012

z gór

Nadaję z gór, z miejsca gdzie telefon zgubił zasięg na amen, ale internet działa bez zarzutu.
 Pięknie tu, obłędnie pięknie!
Na ogromnym tarasie sączę doskonałe piwo i obserwuję chmury pojawiające się zza szczytu. Nogi na poduszkach, niebo w gębie, głowa w obłokach :)

06 lipca 2012

wybywanie

Jutro wyjeżdżamy. Całe szczęście, nie przespałam ostatnio w nocy więcej niż 4 godziny i padam na pysk. Do tego ukrop lejący się z nieba... jestem wykończona.

04 lipca 2012

Wakacji troszeczkę

Dwa dni laby ( młoda wybyła z domu na wakacje do babci ) narobiło mi apetytu na więcej. Nie wiedziałam co zrobić z tym nadmiarem dobroci ;) No bo w dwa dni to nawet przyzwyczaić się do takiej sytuacji nie zdążyłam. A potem odebrałam telefon że młoda pokasłuje i że mam ją zabrać, żeby nie rozchorowała się przed wyjazdem. W każdym razie już jest powrócona w domowe pielesze i bardzo z tego powodu rozczarowana. Ja po cichu też. Obie liczyłyśmy na więcej. 


Pojutrze wyjazd rodzinny w okolice kotliny kłodzkiej. Przede mną coś czego nie znoszę- pakowanie czterech osób. Pakowanie na czas i pod presją. 

Ps. Niepokojąca cisza w domu zapadła kiedy pisałam pierwszą część posta. Młodszy w tym czasie zdążył odkryć zawieszkę zapachową w sedesie...No taka zabawka, a rodzice schowali!