Trzy dni latałam po domu jak perszing. Entuzjazmu starczało mi na gruntowne porządki, zmiany wystroju domu to tu, to tam, na spacery z dziećmi, zbieranie jabłek, dwudaniowy obiad z deserem i jeszcze na coś, ale już nie pamiętam na co, bo mi przeszło.
Przeszło gruntownie, rozlazło się i jakoś się nie chce zleźć do kupy... Wrzosy kwitną w wysprzątanej kuchni, a ja kontemplując jesienny wystrój robię kolejną kawę. A potem kolejną. I nadal nic mi się nie chce, a dziś wyjście przede mną i trzeba się do ludzkiego wyglądu doprowadzić, co jak wiadomo wymaga i czasu, i sił, i środków. Na razie jednak posiedzę i nacieszę oczy.
Jak się ładnie wkomponowały w pokój :)
OdpowiedzUsuńJuż nie pamiętam, kiedy latałam jak perszing. No, dziś mam więcej energii, bo weekend, ale w poniedziałek mi przejdzie jak ręką odjął.
To kuchnia moja :)
Usuńpięknie!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuń