30 listopada 2011

Dziesięciolecie

Minęło właśnie dziesięć lat, odkąd ja i on to my. Dziesięć lat...

Szmat czasu, ale nie chcę robić podsumowań, przeglądu przez te lata, bo było jak było- czasem fantastycznie, czasem do niczego.Jak to w życiu. Jedyne, co się ciśnie z tej okazji, coś co myślę często patrząc na mojego faceta to "dobrze, że jesteś".

29 listopada 2011

Dzień

Głowa mnie boli.

Spędziłam cały dzień z Leonem,który jak prawdziwy facet umiera na katar. Jęczał pół dnia, z byle okazji, i bez okazji też jęczał. Milena też w domu, całe szczęście że z nastrojem nieźle. No i zamiast listów do Mikołaja (nadal bez weny czego też mogłabym sobie życzyć, do głowy przychodzą mi tylko rzeczy dla dzieci i do domu) wzięłyśmy się i popiekłyśmy pierniczki. Takie prawdziwe, z naturalnego miodu i gryczanej mąki, pyszne.

A potem dla zabawienia najmłodszego urządziłam w salonie gonitwy. Na fotelach z kółkami jeździłyśmy :) I oglądałam z dziećmi koncert RHCP, bezcenny widok- Leoś podskakujący na pupie do rytmu :) W ogóle to był udany dzień. Tylko ta głowa...

28 listopada 2011

Spokój zakłócony

 Cisza przerywana kaszlem Mileny, kaszlem do odruchu wymiotnego a potem szlochem "mamo, chce mi się spaaać..." i tulenie.  Nie była w przedszkolu i jutro też nie pójdzie. Wykorzystamy ten czas na napisanie listów do Świętego Mikołaja, zrobimy kartki świąteczne, może trochę ozdób. Milena ma całą listę prezentów które chciałaby dostać, ja mam mnóstwo planów co dla kogo. I tylko na samą siebie weny jakoś mi brak.

26 listopada 2011

Mały domowy światek

Odzyskałam bloga i internet. To znaczy odzyskałam czas, bo cały tydzień jeździłam z mężem i pomagałam mu w pracy. Wieczorami zaś nadrabiałam zaległości z całego dnia- dzieciowe, domowe. I odzyskałam  komputer okupowany przez ojca, który nałogowo gra w farmville, a w międzyczasie bawi Leona jak najlepsza niania. Jestem już, znowu w codzienności.
Dziś sama z dziećmi w domu. Na obiad ryba na parze i pieczone ziemniaczki, wszyscy zjedli ze smakiem- gotuję tak, żeby maluch jadł z nami. Bawimy się, tańczymy, gramy. Nie przejmujemy się niczym, mały domowy światek brzmi śmiechem i muzyką. Cudowne mam dzieci :)

15 listopada 2011

Las Christmas

Usłyszałam dzisiaj pierwszy raz "Last Christmas". I powiem szczerze, że zaskoczona jestem trochę- no połowa listopada, a tu pierwszy raz dopiero :) W marketach wiszą bombki, stoją stroiki. Choinki jeszcze jednak nigdzie nie widziałam ;)

Mniej nerwów. Sprawa z córką sąsiadki rozwiązała się w najlepszy z możliwych sposobów. Byłam dzisiaj u nich w szpitalu, w wielkim rozkopanym mieście i jedno mi się tylko kołatało po głowie- jakie to szczęście, że ja tu nie mieszkam! Dziko pędzący ulicami ludzie, wariacki bieg na autobus czy tramwaj, pęd bo światło zielone. Objazdy, wyjazdy, przejazdy- wykopy, roboty, inne cuda. Masakra! Przejścia podziemne, gdzie nie można zjechać wózkiem. Tłok na ulicach. Zapchane do granic możliwości pociągi. Nie lubię wielkich miast.

13 listopada 2011

Goście

   Goście byli. I pojechali. Było dobrze, wesoło i głośno, było nie-nudno. Kuzynka pojechała już wczoraj, bez większego uszczerbku w liczebności osób przy stole. Dziś wyjechała siostra z chłopem swym. Do domu  wróciła też mama, co oznacza że odzyskałam dla siebie dom i kuchnię :) Lubię ten stan, kiedy jestem sama u siebie. Po swojemu. Mama ma inne zwyczaje, swoje widzimisię, inne rzeczy są dla niej ważne. I dobrze. Ja jednak jestem u siebie, robię niektóre rzeczy inaczej. Spierać z nią mi się nie chce na ogół, więc schodzę jej z drogi, niemniej cieszę się kiedy wracam do siebie.
   Został z nami tata i dobrze, bo się przyda... Leonek się bowiem rozchorował. Pomoc się przyda, bo mały kaszle, kicha, źle śpi. Przedwczoraj zanim zasnął krzyczał chyba ze cztery godziny, w końcu przeniosłam go z sypialni, gdzie słyszeli go wszyscy, na dół. W efekcie nie spałam tylko ja. Wczoraj zaś malutki spał, ale niespokojnie- kaszląc wypluwał smoczek, który wkładałam z powrotem. Kręcił się, rzucał, a ja układałam go znowu. On spał... ja nie. Drugą noc. Wykończona jestem tym weekendem.


08 listopada 2011

Zęby...

    Kolejne zęby idą Leonkowi. Górne jedynki, do kolekcji po dolnych jedynkach i dwójkach. Idą boleśnie, z oporami, a dziąsła puchną jak wściekłe. Wygląda, jakby ząbki były tuż tuż pod dziąsłem, ale wygląda tak już od 10 dni... Mały marudzi jak umie, dzisiaj calusieńki dzień płakał- trudno się cieszyć z wizyty kuzynki w takich okolicznościach...
     Przyjechała taka jedna, co obiecywała 5 lat. Pracoholiczka na urlopie- odwyku :) Widzę, że po dwóch dniach radości dzisiaj już ją nosi. Trochę się boję, że zazdrosna ostatnio i marudna Milena do spółki z ząbkującym Leonem mogą jej obrzydzić ten urlop. Że spacery z dziećmi nie są wystarczającą atrakcją.

06 listopada 2011

Leoś

     Leonek mój przyprawia mi ostatnio trosk. Siedzi od dwóch miesięcy, pewnie i bez wspomagania, ale... ale nie siada samodzielnie. Nie wpadł jeszcze na to, że może usiąść sam. Wystarczy podać mu palec- podciągnie się bez problemu, jednak bez wsparcia tylko leży. I jęczy. A przecież mógłby, choćby przy pomocy szczebelków w łóżeczku! Nie mówię już zupełnie o staniu, nie wie mój syn do czego służą nóżki. No, chyba że do obgryzania :) Postawiony opiera się na nich nie dłużej niż dwie sekundy, nie sprężynuje, nie próbuje się prostować.
      W ogóle mało mobilne mam to dziecko. Nie lubiło i nie lubi nadal leżeć na brzuchu,więc i nie pełza i nie raczkuje. Siedzi sobie i mu dobrze. Do głowy mu nie przychodzi próbować się przemieszczać. Poza tym jest ślicznym, zdrowym i dużym chłopcem (ponad 9 kg). Gadatliwym, towarzyskim i zadowolonym z życia dzieckiem.
     Powinnam się martwić? Nie wiem sama. Życie obrało mnie z głupich ambicji dotyczących dzieci. Nie muszę mieć najmądrzejszego. Nie musi pierwsze od innych wstawać, siadać, chodzić. Nie weźmiemy udziału w tym wyścigu- to niepotrzebne do szczęścia. Ważne, najważniejsze ze wszystkiego jest fakt, że JEST. Martwię się jednak, czy nie odstaje w rozwoju ruchowym od innych dzieci.No martwię się i już. Jak każda mama.