Znalazłam rano w szafce słodką bułkę sprzed dwóch tygodni. Uch, cud prawdziwy że nie wyszła z tej szafki o własnych siłach... Odkładam wszystkie "grubsze" prace domowe na kiedy indziej. Sprzątam po wierzchu, ścieram kurz (kaszlę od kurzu, od wysiłku, od wilgoci i od zbyt suchego powietrza) i staram się przeczekać. Męczę się straszliwie. Nie śpię w nocy, bo kaszlę. Nie widzę żadnej poprawy po antybiotyku...
Wróciłam właśnie od lekarza. Zagadka wyjaśniona. Mam krztusiec, inaczej koklusz albo kaszel studniowy.
Siedzę sobie i czytam. I mało mi optymistycznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz