Pisałam dzisiaj do znajomej i udało mi się chyba oddać ducha ostatnich dni w moim domu.
R. jeździ za jakąś lekarkę chorą na raka, nie wyrabia z terminami, klnie jak szewc i wstaje codziennie o piątej. Jedno auto uszkodzone, drugie ma niesprawne światła. Ogarniam- trzy razy w tygodniu rehabilitacja młodszego, dwa razy logopeda młodej, do tego jej angielski i tańce. Miałam piękne plany chodzić na zumbę, ale czasu dla mnie w tym wszystkim nie ma w ogóle. Za dużo wzięłam na głowę... Znów, mam nadzieję chwilowo, nie wiem nawet kiedy mam się po przysłowiowej d... podrapać.
Skutek jest taki, że warczę. Najczęściej na samą siebie, ale i na dzieci się zdarza.
Do tego wczoraj syn mojego brata, 18miesięczne dziecko, złamało rękę. Cały dzień dzisiaj chodziła mi po głowie myśl, czy czasem teraz nie uszkodzą się moje maluchy. I masz- młoda chciała się bawić, pociągnęła mnie za rękaw i straciłyśmy równowagę obie. Upadła i uderzyła tyłem głowy w ławę, przy okazji przewracając brata. Ja na nią. Siniaki i strach, na tym się skończyło. Głupia, myślałam że już koniec atrakcji i spokojnie wyjmowałam naczynia ze zmywarki, kiedy mój syn wszedł na kuchenne krzesło i spadł z niego na głowę. Wyglądało to strasznie. Podnosząc go z podłogi miałam wizję pękniętej czaszki, wstrząśnienia mózgu i jeszcze kilku innych przypadłości... Obserwuję oboje, na razie funkcjonują dobrze. Czasem tak niewiele brak do tragedii...
najwiecej wypadkow zdarza sie gdy pilnujemy dzieci... jak starsza sie poparzyla bylo piec doroslych osob w domu............
OdpowiedzUsuńFakt... Młoda zjadła jemiołę kiedy trzy osoby były przy niej...
OdpowiedzUsuńJa też nie mam kompletnie czasu na nic, a wydawałoby się, że pracuję tylko na pół etatu więc mam czasu a czasu. A tu zaprowadzić synka do szkoły, pójść do pracy, odebrać synka ze szkoły, a przecież jeszcze go samego w domu nie zostawię... A czasem szef mnie na szkolenia wysyła to przychodzę maksymalnie zmęczona...
OdpowiedzUsuń