25 września 2012

Jesiennie

Jesień, uwielbiam ten czas.  Las prześwietlony ciepłym światłem, pełen wrzosów. Jezioro ze złota,  i czerwień jabłek na drzewie. Ukochana kolorystyka moja, ukochana pora roku.
Jakoś tak zrobiło mi się ciut bardziej lirycznie w sercu...

20 września 2012

Strażniczka domowego ogniska

Sama w domu. Dzieci śpią, a ja rozpaliłam po raz pierwszy ogień w naszym nowym piecu. W tle Szcześniak i rozmowa z przyjacielem, domowa szarlotka dopełnia całości. Zrobiło się nastrojowo, odpoczywam i pilnuję ognia.

Widziałam dzisiaj panią z dłonią na ustach i z rozszerzonymi oczami, patrzącą z niedowierzaniem na nekrolog.
 "To mój przyjaciel..."
Myślę o niej cały dzień, o tym że miałam ochotę ją przytulić. Jak to jest dowiadywać się o śmierci przyjaciela? Mam za sobą dwa takie doświadczenia, nie dotyczyły najbliższych a i tak zostały po nich ciernie w sercu. Strona kumpla z liceum nadal wisi w ulubionych, a numeru telefonu znajomej blogerki nie umiem wykasować z telefonicznych kontaktów. Próbowałam i wycofywałam się...
To trochę tak, jakby usunąć ich z rzeczywistości definitywnie i ostatecznie. 

11 września 2012

Rocznica z sarną w tle.

Osiem lat temu się wzięłam i wydałam. Impreza była potem niezapomniana, nie tylko dla nas :)
Jesteśmy fajną parą, zgraną i zgodną. Lata razem tego nie zmieniły. Kocham mego chłopa, nawet jeśli czasem mnie wyprowadza z równowagi jak nikt, taki urok związków :)

Spałam dziś bardzo niewiele, poniedziałek kończyłam grubo po pierwszej a wtorek Leoś rozpoczął o szóstej. Wczoraj  też nie spałam, przed świtem odwoziłam tatę na pociąg. Nastrój mam nieprzysiadalny, trudno się cieszyć... 
Włączyłam sobie film i dołuję się- jaka byłam młoda i szczupła. Mój mąż wygląda z biegiem czasu coraz lepiej a ja po czwartej przeleżanej ciąży i po drugiej cesarce kondycję mam do dupy, a dupę coraz większą. Mówię bez kokieterii.

Jeszcze anegdotka z wczoraj. 
Jadę ja tym bladym świtem, a właściwie jeszcze przed świtem przez las, wracam do domu i rozmyślam, że o tej porze to zwierzyna pewnie się już obudziła, że uważać trzeba. Patrzę, a tu sarna... Stoi i wytrzeszcza gały, zdziwiona niezmiernie że nie tylko ona musiała wstać o nieprzyzwoicie wczesnej godzinie. I stoi, gapi się.  Poczekałam chwilę, zatrąbiłam, bez efektu. W końcu otworzyłam okno i przemówiłam grzecznie- sarenka, spier...aj! A ona hyc, hyc i do lasu. No, jaka kumata!

08 września 2012

wrzosowo

Trzy dni latałam po domu jak perszing. Entuzjazmu starczało mi na gruntowne porządki, zmiany wystroju domu to tu, to tam, na spacery z dziećmi, zbieranie jabłek, dwudaniowy obiad z deserem i jeszcze na coś, ale już nie pamiętam na co, bo mi przeszło.

Przeszło gruntownie, rozlazło się i jakoś się nie chce zleźć do kupy... Wrzosy kwitną w wysprzątanej kuchni, a ja kontemplując jesienny wystrój robię kolejną kawę. A potem kolejną. I nadal nic mi się nie chce, a dziś wyjście przede mną i trzeba się do ludzkiego wyglądu doprowadzić, co jak wiadomo wymaga i czasu, i sił, i środków. Na razie jednak posiedzę i nacieszę oczy.

02 września 2012

Cyrk i cyrk na kółkach

Zabrałam córkę do cyrku.

Pohukiwać trzeba było, żeby się ogarnęła, wybierała się rozemocjonowana, podekscytowana i brykająca. W końcu wyszłyśmy. Na miejscu tłum ludzi, sporo znajomych, wata cukrowa i popkorn. Młoda kupiła cyrkowy klasyk- pieska skręconego z długiego balonika. Doprowadziłam wreszcie dziecko i usadziłam na krześle.
Światła przygasły,zagrała muzyka i... cały namiot ryknął śmiechem, kiedy na arenę zamiast konferansjera wbiegł pies. MÓJ pies. Ludzie pokładali się ze śmiechu. Ja zerwałam się z miejsca i próbowałam dowołać szczęśliwego czworonoga, który zatoczył paradne kółko i wybiegł. Wypadłam, zrobiłam kółko wokół namiotu, ale moja Nelcia zmierzała już w stronę domu. Parcie na szkło ma, nie ma co...