25 grudnia 2011

Święta po naszemu

    Nie pojechaliśmy nigdzie. Mieliśmy być daleko stąd, u mojej babci, byłoby nas prawie dwadzieścia osób. Dzieci zapewniły radykalną zmianę planów świątecznych.
    W domu szpital, ale pod choinką piękną jak marzenie. Młoda po czterech nocach wyszła z roli pieca (40 stopni przekraczała ) i pozwoliła nam spać. Młody podgorączkowy, chociaż lekarz zapewniał że dziecko zdrowe. Ja smarkam i kaszlę na potęgę... A mimo to mamy udane Święta.
    Objęliśmy dom kwarantanną i nie zaprosiliśmy nikogo. Na Wigilię nie było dwanaście potraw, ale po troszku tego co lubimy. Zaśpiewaliśmy kolędy, rozłożyliśmy się na podłodze pod choinką i rozpakowywaliśmy prezenty.  Siedzieliśmy razem przytuleni na sofie, pod kocykiem i oglądaliśmy kino familijne.

     Święta ze świadomością, że nie zrobiłam wszystkiego, co według tradycji powinnam była zrobić. I bez presji, że muszę. Cudownie! Ciekawe, czy kiedykolwiek uda się to powtórzyć, takie spokojne Święta w gronie czterech osób.

1 komentarz: